czwartek, 30 grudnia 2010

Koniec

Koniec roku. Czas bardzo szybko leci. wszystkim się zebrało na jakieś rozmyślania w związku z tym. Ja powiem tylko tyle, był to dziwny rok. Czasami było fajnie a czasami nie. Poznałam wiele nowych osób, tracąc kilku przyjaciół, ale nie wiem czyżż teraz cierpie bardzo z tego powodu. życiu. Wiem co chce robic, musze pare rzeczy udowodnicc sobie i innym.

Z racji tego, że ten blog łączy mnie z tym co było, kończe z nim. To co minęło już nie wróci, a ja nie mam potrzeby pisania. Może kiedyś spróbuje jeszcze raz, ale nie obiecuje niczego.

Happy New Year!

środa, 8 września 2010

Wakcje czas zacząc!

Skończyłam pakowanie i ruszam w trasę. Wakacje czas zacząc! Jutro Poznań, a od piątku Barcelona :)

 (Poznań)

(Barcelona)


poniedziałek, 30 sierpnia 2010

Rewelacje relacje

Ups, lekko się tu zapuściłam w prowadzeniu bloga. Jednakowoż chyba nikt z tego powodu zbytnio nie cierpi...

Co za nami? Cóż, 11 sierpnia głośno i z pompą obchodzone były moje 19 urodziny. Nie da się ukryc, że było bardzo ciekawie. Cieszę się że pojawiły się osoby na których obecności mi zależało. Wydarzenia tamtego wieczoru i zrobione rzeczy mniej lub bardziej umyślnie odbijają sie czkawką do dzisiaj. 


Z racji tego, że jest końcówka sierpnia, to podzielę sie refleksją życiową. Przez ostatnich 30 dni wydarzyło sie na prawdę dużo. Jednak co było dla mnie najważniejszą lekcją,  to to żeby nie ufac nigdy nikomu do końca. Niestety chociaż wiele rzeczy się oficjalnie skończyło, to dalej słyszę na swój temat same kłamstwa. Szkoda że co po niektórzy nie umieja przyznawac się do swoich błędów. Odkryłam również to, że całkiem obcy ludzie potrafią dostrzec we mnie jakieś swoistego rodzaju piękno, dzięki czemu moja samoocena podniosła się w góre, a wiele miłych słów zrekompensowało kilka tych raniących.

Ale.... koniec ze sprawami przybijającymi! Teraz pora nie bieżące wydarzenia :) Otóż wczoraj pojechałam do Myślenic na Puchar Polski Down Hill'u. Generalnie DH stało się moja najnowszą zajawką, trwającą od rana do wieczora. Były to już drugie zawody tego typu, na których się zjawiłam, wczesniej również w Myślenicach byłam na JRD przez całe trzy dni, a i jeszcze wcześniej chłopaków poznawałam w Krakowie nawiązując nowe znajomości, tak więc jak przyjechałam tym razem to nie czułam się w żaden sposób wyalienowana :) Nie będę komentowała nieogarniętych ludzi którzy wiedzieli, że przyjeżdżam wcześnie rano. Bądź co bądź zaraz po 9 byłam pod wyciągiem na góre Chełm gdzie znajdowała się trasa. Siedząc na krawężniku, rozmawiałam z przechodzącymi znajomymi. Później spotkałam Socze. Zjechało się jeszcze kilku jeżdżących, po czym wyjechaliśmy na górę aby siąśc w knajpce, podładowac moją baterie do aparatu i napic się piwka (tzn ja piłam bo taka mnie naszła ochote). Następnie na trasę pocykac obiecane fotki :) Mszerowałam sobie góra dół, góra dół, nogi do dupy mi wchodziły, w pewnym momencie nawet się rozpadało ale było na prawdę pozytywnie. Dużo śmiechu, dogadywania, obgadywania i ta atmosfera! Zdecydowanie nie mogę się doczekac wyjazdu na Harendę i naszego wynajetego apartamentu :)) Mam tylko nadzieję że już nie będziemy jechac nigdzie na prawie pustym baku...

   

  

Wrzesień nie będzie zapewne obfity w notki, gdyż zaczynam wakacyjne podróżowanie. Kiedyś trzeba. Najpierw Poznań, potem Barcelona, a po powrocie Zakopane. Początek studiów będzie ciekawy, nie powiem... ;)

wtorek, 3 sierpnia 2010

Zabierz mnie by G.Andrzejewicz


Tak, wiem że to Gosia Andrzejewicz, ikona nie małego kiczu, ale ta piosenka jakoś mi tak się najzwyczajniej w świecie spodobała. Każdemu coś się może udac :)

piątek, 23 lipca 2010

New love!

W tej wersji się zakochałam.....

wtorek, 20 lipca 2010

Wiem, że stracę cię....

Cóż by tu można było powiedziec. Nic ciekawego, z punktu widzenia obiektywnego obserwatora. Jednak jak ja się tak na to wszystko patrze czyli na to co sie koło mnie dzieje i w czym uczestnicze mniej lub bardziej dziwnie, to dochodzę do wniosku, że z błota wchodzę w bagno i tak w kółko. I gdy już się coś zaczyna układac, to tak jak w ustawianiu domino, jeden klocek się przewróci i wszystkie zaraz za nim lecą. Nie wiem od czego to zależy, wiem że jestem momentami ciężką osobą w dłuższym przebywaniu, ale czemu moje normalne zachowanie dziala nie na tych na których mi zależy bardziej niż na jako zwykłych znajomych. W całym tym moim życiowym, jednym wielkim rozgardiaszu dochodzę do wniosków, że angażowanie się w cokolwiek wcześniej czy później okazuje się mało opłacalne. Przez to wszystko tracę zaufanie do ludzi, nie wspominając już o facetach. Nie chcę pisac że są źli i podli. Tłumaczę  to sobie tym, że trafiam na nieodpowiednich, i gdzieś tam daleko wśród tlumu tych nie właściwych jest ten jeden jedyny rycerz na białym koniu. Ehh ale mnie wzięło na bezsensowne refleksje.... Najwyższa pora się ogarnąc, o tak... Ogarnę się! O tak.... na peeeeeewno. 



"Gdy patrzę w twoje oczy 
Każdej nocy
Krzyczeć mi się chce
Bo patrząc w twoje oczy
Którejś nocy
Wiem, że stracę cię"








środa, 14 lipca 2010

Heaven?

Jakoś tak mi się odechciało pisac ostatnio. Trochę sie działo, nie koniecznie przyjemnych rzeczy. Ostatnio w ucho wpadła mi piosenka Aceyalone & RJD2 - Heaven. Idę teraz ogarnąc mieszkanie, a potem będę z niecierpliwością czekała na swoją godzinę zero. Nie wiem, czy mam dobre czy złe przeczucia, chyba jakieś takie neutralne skłaniające się ku tej gorszej stronie. Zawsze wole byc jakoś pozytywnie zaskoczona....


piątek, 2 lipca 2010

Towarzysze!

Ogłaszam że imprezowy weekend najwyższa pora zacząc! :) Właśnie się zbieram na rynek, żeby później odebrac dziewczyny z Poznania z dworca, a godzine później kolegę z Walbrzycha. Zielona Góra sie już zameldowała, Niepołomice wkrótce. Czas na melanż! Jak dożyje poniedziałku to może się odezwę...

wtorek, 29 czerwca 2010

Premiera "Zacmienie"




Wybieram sie właśnie na premiere "Zacmienia" z Socze. Zobaczymy co to będzie tym razem :)

niedziela, 27 czerwca 2010

Cause I was born to tell you I love you...

"Cause I was born to tell you I love you
and I am torn to do what I have to, to make you mine
Stay with me tonight...." 

środa, 23 czerwca 2010

Co u mnie, co u mnie....? :)

Helloł, helloł, helloł!!!

Toż to jest jakas masakra, od miesiąca siedze na dupie i nic nie robię, ale czasu jak zawsze nie mam, albo przynajmniej mam go mniej niż bym chciała miec! Jest to na swój sposób denerwujące. Najgorsze jest to, że mam wyrzuty co do tego bloga, bo kurde.... jakoś zawsze udawało mi się go uaktualniac na bieżąco a teraz dupa. Eh nie chodzi mi nawet o to, że ktoś to czyta, bardziej jest on dla mnie, bo jak wiadomo wiele rzeczy się zapomina, a coś wsadzone raz do internetu zawsze w nim zostanie. Poprawię się!

Co u mnie, co u mnie....? Pracuje w czwartek, piątek, sobote i niedzielę wieczorami więc jest na prawde pozytywnie :) generalnie lubię tą prace, chociaż w tym tygodniu się calkowicie rozchorowałam. No tak, jak zwykle - gdy chodziłam do szkoły musiałam byc okazem zdrowia, a teraz to mogę sobie chorowac. Popsuło mi to pewne plany życiowe, no ale cóż - w tym tygodniu sobię nadrobię :D 

W ogóle co już chyba wszystkim wiadomo odbywają się Mistrozstwa Świata w piłce nożnej :) nic nowego nie napisałam, tak wiem! Komu kibicujecie? Ja jestem całym sercem za Słowenią, nie dlatego że koajrzy mi się ze skokami i Planicą, tylko dlatego że w reprezentacji gra Andraż Kirm, zawodnik jednoczesnie mojej Wisły. Dzisiejszy mecz z Anglią MUSZĄ wygrac! Ah.... no i mam pytanie - co sądzicie o wuwuzelach?! Mnie one w najmniejszym stopniu nie przeszkadzają.

W piątek byłam wraz z Taksikiem na konferencji prasowej aby pożegnac Arkadiusza Głowackiego, kapitana drużyny Wisły Kraków a zarazem zawodnika zespołu od 10 lat. Odeszła z zespołu kolejna osoba, która bezapelacyjnie oddała klubowi wiele zdrowia i czasu, i była jego prawdziwą ikoną. Teraz z tej tak zwanej starej gwardii pozostał tylko Radosław Sobolewski - ale nadejdzie tez taki dzień kiedy i jego zabraknie, i zamknie się pewien etap. Eh, nostalgnęło mi się troszkę. A pan B. lustrował mnie cały czas wzrokiem - nie zdawał sobie chyba sprawy, że teraz w Krakowie, będę jego zmorą :P W ogóle piątek był to dziwny dzień, bo smarkałam cały czas bez przerwy, przyjechala kuzynka z Kanady, a jak byłam z tatą w serwisie samochodowym, to szef salonu pytał się gdzie się tak rozchorowałam i w ogóle czy czegoś mi nie potrzeba do szczęścia. Auta nowego nie zaproponował, a szkoda :D

W sobotę dalej byłam chora, ale już nie było źle, więc poszłam spotkac się z kumplem i jego znajomymi na Plażę Kraków, gdzie odbywały się zawody w sportach ekstremalnych. Było bardzo sympatycznie i pozytywnie, szkoda trochę tylko że pogoda nie dopisała (chociaż słońce dzielnie przez chmury się przedzierało i zimno wyjątkowo jakoś nie było) i mało osób przyszło. Miałam na tym zakończyc swoje wojaże poza domem, i wrocic do ciepłego łóżka, ale namówiona zostałam na AfterParty w klubie Plaża gdzie gościem specjalnym był dj Kid Fresh. I wiecie co - pomimo tego że do dnia dzisiejszego mam zryty głos i gardlo i jestem nie doleczona, to nie żałuje że poszłam, bo była super impreza, a i pewne sprawy i rzeczy poprzekręcały się o 360stopni na moją korzyśc :)

W sumie to tyle... w sobotę party urodzinowe u Sylwii ;** będzie sie działo, jak zwykle z resztą!

Do usłyszenia!!! 

wtorek, 8 czerwca 2010

Cyrusowy mix teledyskowy

Z nudów mykałam sobie po YT i trafiłam na nowy teledysk Miley Cyrus do jej piosenki "Can't Be Tamed". 

Po jego oglądnięciu odniosłam wrażenie, że:

1) cały pomysł na teledysk jest dobrą przeróbką teledysku Rihanny - Disturbia, zwłaszcza to nerwowe potrząsanie głową. 

2) motyw leżącej panny Cyrus na pawich piórach, łudzaco podobny jak dla mnie do leżącej na ziemi Fergie w teledysku do Meet Me Halfway - Black Eyed Peas

3) nie wiem dlaczego, ale ogólnie ruchy Miley, jej tańce i strój przypominają mi trochę Lady Gage, chociażby z Bad Romance.

To nie jest tak że się Miley czepiam. Ta jej piosenka przyznam bez bicia wpadła mi w ucho, ale kurcze teledysk to nie w jej stylu. Bynajmniej nie mam zamiaru tez jej krytykowac za to że za bardzo wyzywająca jest w tym teledysku. Niech sobie robi co chce, a społeczeństwo zajmie się masturbującymi po kątach 11 latkami. Po prostu, nie wiem czemu odnajduje tak wiele gwiazd w niej. Brak oryginalności, i pomysłu na samą siebie. Oto mój sąd ostateczny.


poniedziałek, 7 czerwca 2010

Sweet dreams are made of this...

Ah znalazłam w końcu czas na napisanie notki na bloga, chociaż, o ironio losu, sram ilością wolnego czasu i chyba dla tego mam go mniej. Śmieszne, przynajmniej jak dla mnie... 

Co by tu napisac.... hmm.... no tak, Warszawa i YCD opisane są u Socze na blogu, więc mnie z czystego lenistwab powielac się tego nie chce :) Odbyłam kurs na wychowawce kolonijnego (hahahaha ja bym dzieciom to conajmniej Alcatraz zrobiła ;]) ale zostało mi napisanie pracy zaliczeniowej i znowu coraz mneij dni do ostatecznego terminu mi zostało, a i chęci tez nie za dużo. Jednak trzeba się zmobilizowac (kiedyś). Z kuolezanką załatwiłyśmy sobie fajna pracę, w sam raz na wakacje, żaden wyzysk a czysty biznes, więc jest lajtownie. Plany na wakacje zmieniają mi sie z prędkością dosłownie światła. Na chwilę obecna napaliłam się ponownie na Paryż - pytanie teraz czy sama czy wezmę dzieciaki (oh ah czyż ja nie byłabym wtedy najcudowniejszą siostrą i kuzynką pod słoncem?!). To się jeszcze okaże. Czekam jeszcze na info gdzie będzie mecz Wisły w Lidze Europejskiej. Tam też pasowałoby jechac.... 

A ogólnie to mam fazę na przeróbkę tej piosenki... Fanką Mansona nie jestem, ale jest fajnie ^___^

Szukam jeszcze modeli do sesji. Ktoś zainteresowany może? Sesja tak po prostu dla zabawy :)

wtorek, 25 maja 2010

...to wszystko mnie już gówno obchodzi ;)

Okres maturalny już za mną. Wszystko zdane, dziękuje państwu bardzo za uwagę.

Generalnie rozpoczęły mi się wakacje, i jedno wielkie nic nie robienie, co momentami zaczyna przeradzac się w jedną wielką nudę, ale nie narzekam :) w chwili obecnej moje życie ogranicza się do spania, jedzenia ptasiego mleczka, i chodzenia na imprezy... 

Wstępnie kończe, musze się spakowac do wyjazdu do Warszawy na jutro. Czekają mnie i Socze, szalone i zakręcone dwa dni w stolicy! :) 

poniedziałek, 17 maja 2010

Hu ha powracam

Dobrze. Więc po włamie Socze na mojego bloga (hmmm ciekawe skąd ona wiedziała jak się tu zalogowac) postanowiłam powrócic do świata bloggerów :) Trochę się narobiło zaległości, ale po kolei.

1. Jestem w trakcie matur, ale jakby nie było to już prawie półmetek. Jutro tylko angielski rozszerzony i w czwartek prezentacja z polskiego. Szkoda tylko że ta moja prezentacja to wciąż jest na etapie niemowlaka...... Ale ścięłam w końcu włosy, to co najważniejsze zostało zdane, więc luz ;)

2. Po raz kolejny byłam w Warszawie w Orange Sport, komentowałam tym razem mecz z Legią, ktory był o 16, a jeszcze wcześniej, w programie na żywo "Info weekend" byłam jako gośc i opowiadałam o moim zainteresowaniu piłką nożną, pierwszym meczu itp. To bylo z jakiś tydzień temu. W tą sobotę natomiast, równiż byłam w programie live, jednak nadawanym już z Krakowa. Generalnie rozmawiałam z chłopakami dużo o piłce, Krakowie, nastawieniu kibiców do meczu itp. Umówiliśmy się nawet na herbatke podczas meczu, w samochodzie telewizyjnym :) Jak już tak jestem przy tym wątku Orange, to powiem jeszcze tyle, że w ten weekend były castingi do kolejnej edycji akcji Teraz Kibice Mówią. Tym razem castingi odbywały się w centrach handlowych. Mój kumpel pozazdrościł mi trochę, i wziął udział w przesłuchaniu. Trzymam za niego kciuki, ale nie mogę sobie zbyt dużej konkurencji narobic ;) widziałam dwie napalone laski wrzeszczące jakby je obdzierano ze skóry. Serio słychac je było w całej galerii......


3. Zaczęło mi się układac dużo rzeczy po mojej myśli :) cieszy mnie to :)

4. Na koniec to jeszcze powiem że jestem w fazie planowania wakacji. Na pewno przyjeżdża na początku lipca ekipa z Zielonej Góry. Ja, Socze i faceci.... huhuhu przez parę dni będzie się działo!Potem na 90% Hinterzarten. I Liberec, ale ta kwestia jest jeszcze nie obgadana. 

5. Deszczu, wietrze idźcie precz! Jest połowa już maja do pięciu kiszek! A tu taka zła pogoda!!! :(

piątek, 7 maja 2010

loff.


Włam na bloga włam na bloga, Socze szaleje, a na wpół pijany Jesion mówi mi, że jestem głupia. ;D HAHA i tak się kofusiam <3

O a w ogóle, to Jesion jedzie o 6:14 do Warszawy, a teraz to ona jest ni w 5 ni w 9 do życia. 

A w ogóle to ja pozdrawiam wszystkich fajnych panów z klubu Fashion i w ogóle ;) 

A żeby wam pokazac, że jesteście w ogóle niefajni, to wrzucimy wam zdjęcie ;) 

środa, 5 maja 2010

You are my destiny...

"You really mean the world to me
And you know you are my destiny
When real I looking in your eyes
You make me feel like paradise..."

poniedziałek, 3 maja 2010

Hurra maturra!




Tak więc: czarne długopisy gotowe, majtki czerwone również, wiedzy w głowie wystarczająco. Najwyższa pora rozpocząc maturalny szał ciał :D Będzie dobrze... bo niby że ja nie dałabym rady? ;)

środa, 28 kwietnia 2010

Relacja z Orange Sport :)



Z Warszawy wróciłam dawno :) Filmik to jest podsumowanie tego co tam robiłam. Tyle. 

piątek, 23 kwietnia 2010

czwartek, 22 kwietnia 2010

Brak tytulu bo nie mam pomysłu :P

Tydzień zbliża sie ku końcowi. Ja generalnie jakoś jestem dziwnie zmęczona, ale dopiero czeka mnie prawdziwe zmęczenie.

W poniedziałek poszłyśmy z Socze na Wawel. Symbolicznie.

We wtorek był mecz Wisły ze Śląskiem Wrocław. Poszłam na niego wraz z Sylwią na strefę foto. Podczas rozgrzewki śmiałam się jak glupia z Małego który tuż przede mną wsadzał sobie głowę między kolana szczerząc się później do nas :) Później wprawiałam się w unikaniu lecących w moją stronę piłek i muszę przyznac że z meczu na mecz mój refleks jest coraz lepszy. Smok załatwił mi randkę z panami strażakami no ale jakoś do niej nie doszło :( 

 Już nawet akredytacje na Jesiona wydają :D

 <3


Dzisiaj natomiast byłam w Olkuszu na badaniach EEG. Szukali mi mózgu i sprawdzali czy da się jakoś moją głupotę wyleczyc xD a tak na poważnie to znowu wrócił problem częstych migren...

W sobotę natomiast jadę w końcu do Warszawy do OrangeSportu komentowac mecz Wisły z Lechem :) cieszy mnie to niezmiernie gdyż jest to hit kolejki, więc prestiż meczu jest spory. Nie będzie jednak akurat relacji live bo emcz transmituje tvp, ale w niedziele o 15:30 na Orange jest retransmisja, więc jak jest ktoś chętny do oglądania/słuchania to zapraszam :) Będę w stolicy trochę wcześniej więc będę miała trochę wolnego czasu, pochodzę sobie po tej wielkiej metropolii, odwiedzę pewne sentymentalne miejsca, i mam nadzieję że zjem jakiś dobry obiad :)

Powoli z dziewczynami zaczynamy planowac wyjazd do Hizy. Mrrr..... już mi tęskno za jakimś skokowym wyjazdem :)

poniedziałek, 19 kwietnia 2010

Strawberry Whipped Sensation

Strawberry Whipped Sensation

Prep Time : 20 min
Cooking time : 6 hr 00
Makes : 12

What You Need!
4 cups fresh strawberries, divided
1 can (300 mL) sweetened condensed milk
1/4 cup lemon juice
2 cups thawed Cool Whip Whipped Topping, divided
7 Oreo Cookies, finely chopped
1 Tbsp. non-hydrogenated margarine, melted

Make It!

Line 8x4-inch loaf pan with foil, with ends of foil extending over sides of pan. Mash 2 cups of the strawberries in large bowl. Add condensed milk, juice and 1 cup of the whipped topping; mix well. Pour into prepared pan.

Mix chopped cookies and margarine. Spoon over whipped topping mixture. Cover with ends of foil and gently press cookie mixture into whipped topping mixture. Freeze 6 hours or until firm.

Invert dessert onto serving plate when ready to serve; remove pan and foil. Spread remaining 1-1/4 cups whipped topping onto top and sides of dessert. Slice remaining 2 cups strawberries; arrange over dessert. Store leftovers in freezer.

Mam dziką i nie opisaną ochotę przygotowac ten deser :) mmmhmmm...... truskawki.... :)

sobota, 17 kwietnia 2010

I can feel it in the air tonight...







Hmm.... Jak myślicie, która wersja jest najlepsza? Moim zdaniem ostatnia jest z nich wszystkich najfajniejsza, ale to tylko moja opinia :) 

piątek, 16 kwietnia 2010

WOOOW!

Kraków mówi nie.


źródło: http://krakow.gazeta.pl/krakow/1,35798,7772860.html

Po prostu Kraków mówi nie. 
"Pełnił tylko obowiązki, tym zasłużył na Powązki."

Wiele znajomych bliższych i dalszych zarzuca mi, że mam takie zdanie w tym temacie. Nie podważam tego, że pan Kaczyński był cudownym, ojcem, mężem, dziadkiem, człowiekiem. Ale jako polityk, nie był związany z Krakowem, nie miał z nim nic wspólnego. Zrobił dużo dla Warszawy i tam powinien spocząć.  


wtorek, 13 kwietnia 2010

Krótki komentarz na głęboki temat.

W sumie…. W sumie to nie widzę sensu większego w ponownym pisaniu o tragedii która miała miejsce w sobotę 10.04.2010 w Smoleńsku. Myślę że każdy oglądał telewizję, słuchał radia czy przeglądnął gazety i dobrze wie, jak to wszystko wyglądało, kto zginął. Ja ze swojej strony mogę powiedzieć że zdarzenia z ostatnich kilku dni, w pewien sposób dotchnęły moją rodzine – w samolocie zginął kolega z klasy licealnej mojego dziadka, oraz dwóch absolwentów liceum w którym się uczę. Jednak odniosę się może do pewnych innych kwestii, o których chciałabym się z opinią publiczną podzielić.

Po pierwsze; powstają różne teorie na temat tego jak doszło do katastrofy trzydziesto letniego od porwania przez kosmitów, poprzez atak Masonów, do spisku Rosjan. Osobiście ja mam swoje zdanie na ten temat, czy słuszne, nie wiem. Na pewno dużo logiczniejsze od wersji z zielonymi ludzikami.

Po drugie; wiadomo już, że para prezydencka ma być pochowana na Wawelu obok Józefa Piłsudzkiego. Nie podoba mi się to, w żaden sposób. Uważam, że śmierć poprzez tragiczny wypadek, nie jest powodem do  chowania zmarłego na Wawelu, nawet jeśli to prezydent. Rozumialabym gdyby był to np Wałęsa, mimo wszystko laureat nagrody Nobla, symbol Solidarności, człowiek walczący o wolność i będący impulsem do działania dla innych – jego można by, acz nie koniecznie pochować na Wawelu. Jeszcze jako przykład przychodzi mi Pani Szymborska, również kobieta z którą kojarzona jest Polska na całym świecie (i tutaj jeżeli prezydenta Kaczyńskiego nazywamy „ojcem narodu” to ją możemy nazwać „matką narodu”). Mimo to, nasza czołowa poetka na pewno nie chciałaby być pochowana wśród królów polskich. Na pewno zadałaby pytanie kim jest, co takiego niby zrobiła, że akurat na Wawelu mają ją chować?  Dlatego z całym szacunkiem ale pan prezydent Kaczyński, w pamięci wielu z nas na pewno zapisał się bardziej jako człowiek konfliktowy, ciągle coś wetujący, i generalnie był mało darzony sympatią. Po za tym nic go z Krakowem nie łączyło, ani tu nie mieszkał, nie kończył liceum, nie studiował… Dodatkowo, mieszkańcy podpisali petycję, aby jeszcze gdzy żył nie przyznano mu Obywatelstwa Honorowego. Bo niby z jakiej racji ja się pytam? Dlatego też uważam, że para prezydencka pochowana powinna zostać na Powązkach.

Na pewno można by jeszcze wiele rzeczy tutaj dopisać, wymyśleć, poddać dyskusji. Prawda jest taka, że po raz kolejny dostaliśmy nauczkę, ale również wydaje mi się że jest to początek czegoś nowego, i teraz wszystko się zmieni, oby na lepsze. Tylko nie wiem dlaczego mam wrażenie, że Polska znowu jest jakimś fatalnym naczelnym krajem cierpiącym i poszkodowanym. Za kilkadziesiąt lat będzie się mówić o nas w kontekście przegranych przez nas wojen, okupacji, lub katastrof.

~*~

Tak właśnie mi się jeszcze przypomniało jak dzisiaj na jednej lekcji pani nauczycielka próbowała nam udowodnic że Rosjanie na czele z Putinem w nosie mają to co się wydarzyło, oraz rujnują naszą gospodarkę poprzez rozpoczęcie budowy gazociągu. Każdy kraj dba o interesy własnego państwa, a gdyby pan Kaczyński przez kilka lat nie kłócił się właśnie z Putinem, to kto wie czy gazociag nie przebiegał by przez Polskę właśnie.... 

niedziela, 4 kwietnia 2010

Wielkanocne życzenia


Zdrowia, szczęścia, humoru dobrego,
a przy tym wszystkim stołu bogatego.
Mokrego dyngusa, smacznego jajka,
i niech te święta spokojne będą.


piątek, 2 kwietnia 2010

[*] Jan Paweł II


Nasz Papież zmarł 5 lat temu o godzinie 21.37.

25 tysięcy kibiców klubów z całej Polski wzięło udział w zorganizowanej na stadionie Cracovii mszy świętej w intencji zmarłego Jan Pawła II. Mszę świętą celebrowali kapelani Cracovii i Wisły: ksiądz Henryk Surma oraz ksiądz infułat Bronisław Fidelus. Msza święta pogodziła w ten wieczór kibiców zwaśnionych klubów. Obok siebie modlili się fani Cracovii, Arki Gdynia, AZS Częstochowa, Chemika Kędzierzyn, Garbarni Kraków, GKS Katowice, GKS Tychy, Górnika Łęczna, Górnika Zabrze, Hutnika Kraków, Jagiellonii Białystok, Korony Kielce, KSZO Ostrowiec Św., Lecha Poznań, Lechii Gdańsk, Legii Warszawa, ŁKS Łódź, Modrzewianki Dziekanowice, Nadwiślana Kraków, Odry Wodzisław, Okocimskiego Brzesko, Piasta Gliwice, Podbeskidzia Bielsko-Biała, Podgórza Kraków, Pogoni Szczecin, Polonii Mielec, Polonii Warszawa, Radomiaka Radom, Rakowa Częstochwa, Resovii Rzeszów, Ruchu Chorzów, Sandecji Nowy Sącz, Stali Mielec, Stali Stalowa Wola, Stomilu Olsztyn, Szczakowianki Jaworzno, Śląska Wrocław, Tarnovii Tarnów, Tramwaju Kraków, Unii Oświęcim, Unii Tarnów, Viktorii Jaworzno, Widzewa Łódź, Wisły Kraków, Wisłoki Dębicy, Zagłębia Lubin, Zagłębia Sosnowiec. Pod koniec nabożeństwa kibice zaczęli skandować "Pojednanie dla papieża". Kibice wymieniali się barwami, tworzyli łańcuch z klubowych szalików. Po zakończeniu nabożeństwa pochód kibiców skierował się pod budynek Kurii Biskupiej.

Amen. I niech Mu już dadzą po śmierci spokój.....






Zielona Góra in Krakau :)

Zielona Góra zaiwtała na wycieczkę klasową do Krakowa :) Od dawna oczekiwany przyjazd, w końcu nadszedł. Wraz z Joanną S., z którą wcześniej spędziłyśmy trochę czasu w bibliotece a później w miejscach takich jak dworzec PKP, park Strzelecki oraz RDA, z niecierpliwością czekałyśmy przyjazdu busa Zielona-Góra. Pierwsza rzecz jaka mnie zaskoczyła to zastraszająco mała ilość bagaży... Ja wiem, że przyjechali na jeden dzień i noc, no ale kurde ja to bym wzięła trochę więcej rzeczy. No ale, przywitałyśmy się z Wojciechem, i odprowadziłyśmy ich na ul. Floriańską gdzie mieli swoją kwaterę. Fragmentarycznie zaśpiewaliśmy Katiuszę i następnie zaprowadziłam turystów na domowe jedzenie do małej jadłodajni na ul. Mikołajskiej "U Stasi" gdzie moim zdaniem można dobrze i tanio zjeść (w karcie dań wyboru co prawda wielkiego nie ma ale w ogólno światowych przewodnikach po Polsce ta knajpka jest wymieniana, więc coś to znaczy...). Atrakcją było przede wszystkim jedzenie pierogów na ławeczce na zewnątrz, poniewaz w środku miejsca nie było, oraz spotkanie Andrzeja Sołtysika, prezentera TVNu który spojrzał się na mnie wymownie i uśmiechnął gdy śmiałam się, z kolegów-turystów przejętych jedzeniem na polu. Po za tym pana Sołtysika znam tyle o ile (nie jest to jakaś meeeega super znajomość ale wzrokowo się poznajemy) z meczów Wisły na stadionie gdzie nie raz siedzieliśmy obok siebie :) Po obiedzie my z Socze się ewakuowałyśmy do domu, i umówiliśmy się z chłopakami głównie po południu gdy będą mieli czas wolny. Ok 17, w oczekiwaniu na Asie, która toczyłą walki międzygalaktyczne aby wydostać się z domu, zgarnęłam Wojciecha, Nikodema i Jakuba na krótki obchód w okół rynku. Pokazałam im Jamę Michalika, Bramę Floriańską, Barbakan, dom Jana Matejki, Plac św. Szczepana, kamienice w której mieszkał przez cała dwa dni Goethe, tablice upamiętniającą Hold Pruski oraz Insurekcję Kościuszkowską... Zostałam mianowana przewodnikiem wycieczki :D Znaleźliśmy też małą kawiarenkę gdzie chłopcy posilili się kremówką oraz herbatą. Poopowiadaliśmy sobie żarty, przeprowadziliśmy dyskusję na temat wychodzenia na pole i na dwór i tym podobne różne mniej lub bardziej ciekawe rzeczy. W końcu odebraliśmy Socze z przystanku, i wyruszyliśmy na wycieczkę na Kazimierz. Tam też pani nauczycielka poopowiadała swoim uczniom trochę o samej dzielnicy, a ja dodawałam swoje trzy grosze, za co przez jedną część klasy byłam ubóstwiana a przez drugą wręcz nienawidzona. Mnie to egal. Wycieczka chciała zobaczyć bar u Endziora z zapiekankami i trochę przestraszyła się kolejki (ehh.... malutka ona była, po za tym była dopiero godzina 20). Dlatego też padła propozycja pojścia na kiełbaski do niebieskiej nyski pod Halę Targową :) spytano się mnie co ja jako krakowianka bym wybrała.... oczywiście że kiełbaski!! Tak więc, poprowadziłam całą watachę na nóżkach (oni chcieli dwa przystanki jechać tramwajem!) pod Halę Targową, żegnając się z Joanną która musiała się niestety już zwijać. Gdy doszliśmy na miejsce kolejeczka do moich ukochanych panów też stała, ale nie było tragicznie. Wszyscy zakupili sobie po jednej porcji z oranżadą, i posileni oraz miło zaskoczeni jakością potrawy wróciliśmy do hotelu. Jeszcze chwilkę posiedziałam sobie z chłopakami, pograliśmy chwilę w karty i się ewakuowałam do domu. 



Z samego rana w środę, zawitałam ponownie u znajomych z Zielonej :) zdziwienie niektórych było gdy zobaczyli mnie w nazwijmy do sietlicy gdzie przygotowane mieli śniadanie. No cóż... moje śniadanie wyglądało inaczej od pozostałych - obwarzanek z sezamem, energy drink Biała Gwiazda i Przegląd Sportowy :P Najedzeni i spakowani, obraliśmy kierunek na Muzeum Narodowe w którym załapałam się na lekcję muzealną o Młodej Polsce, ale niestety z mojej ulubionej epoki pani prowadząca zrobiła nie wiadomo co. Generalnie nie podobało mi się jak prowadziła to spotkanie, z resztą chyba nie tylko mnie, bo grupa wyjątkowo się rozłaziła. Uśmiałam się gdy Kuba wypalił, że w tych czasach uprawiano orgię w kawiarniach. Dobrze że nikt nie spytał się od kogo to wie, bo bym chyba uciekła. Gdy mówiłam to przy okazji oglądania Jamy Michalika użyłam tego jako duuuuuuuużej przenośni :) ale przynajmniej wiem, że chłopcy mnie słuchali. Z muzeum niepocieszony wyszedł Nikodem, który nie zobaczył obrazu Jacka Malczewskiego "Powrót z Syberii" oraz Miłosz który natomiast nie ujrzał obrazu Witkiewicza, ale nie powiedział mi jakiego. Rozpadało się na zewnątrz, i szybciutko podeszliśmy pod Colegium Novum UJ, w którym zgubiliśmy Kubę, o czym dzień wcześniej przekonywano mnie, że jest to nie możliwe. A jednak ^____^  Czas zaczął gonić wycieczkę, więc szybko zabrali swoje bagaże z hotelu i poszli na obiad do Galerii Krakowskiej, żeby się posilić przed długą podróżą. Ja musiałam się pożegnać, było mi strasznie smutno żegnać tak zajebistych ludzi ale niestety. Najwcześniej zobaczymy się w maju po maturach gdy wraz z Socze zawitamy do Zielonej Góry na jeden wielki bibczyc :D 

Wniosek mam jeden, bardzo żałuję że w Krakowie, nie mam tak świetnych osób, z którymi można porozmawiać na wszystkie tematy, a jednocześnie się powygłupiać... Life is brutal, isn't it?  

poniedziałek, 29 marca 2010

Dekalog pana H.

1. Nigdy nie będę oceniać ludzi pod kątem pochodzenia, statusu majątkowego, religii i światopoglądu oraz koloru skóry.

2. Sprawiedliwość to hasło na literę 'S' w encyklopedii.

3. Nie ufać politykom, a jak ich wybieramy to patrzeć na ręce. 

4. Przynajmnie raz w roku pójdę: raz do teatru, dwa razy do kina, raz na koncert lub plenerowe wydarzenie muzyczne, oraz przeczytam przynajmniej trzy książki.

5. O ile to możliwe ograniczę oglądanie kretyńskich seriali i reklam w telewizji.

6. Jeżeli muszę słuchać radia to tylko Trójki lub RMF Classic.

7. Nie będę ulegać mitom autorytetów. 

8. Jestem osobą sceptyczna, sama robię, sama myślę, sama decyduje o sobie.

9. O ile mam pasje to je kultywuje i rozwijam. 

10. O ile będę mieć dzieci to nie kupię mu kolorowanki. 

Z racji ostatniej już lekcji WOKu w tym roku szkolnym, pan H. podzielił się z nami dekalogiem, którym współczesny człowiek powinien się kierować. Hmm.... co myślicie?

niedziela, 21 marca 2010

Wiosna :)

Na początek daje link do filmiku z castingu :) taka sklejka zrobiona przez Orange.

I jeszcze jeden filmik co mi się podoba, a zwłaszcza to co mówi i jak się zachowuje pan blondyn, kibic Legii ;]

"Tak zawsze jest, ci grają, rozgrywają, dochodzi Chinyama i pfffff...." święte słowa i jak dobitne :D

A tak po za tym to tydzień jakoś zleciał, w piątek były dni otwarte UJ. W ogóle cud miód pogoda była i porobiłyśmy sobie z Socze fotki na rynku i nie tylko :) wieczorem postanowiłyśmy wyjść na miasto. Mnóstwo anglików, głównie homoseksualistów, ale bardzo kulturalnych i dobrze mi się w ich gronie bawiło :) Troszkę się wypiło, jak zwykle, tyle że rano gdy doszło do tego nie korzystne cisnienie to ja osobiście umierałam. O 16 zaczął się mecz ligowy pomiędzy Wisłą a Lechią. Z racji tego że byłam z dobrą godzinę wcześniej obcykałam na dziesiatą stronę trenera Kasperczaka, oraz rozgrzewających się chłopaków. Potem zaczął się mecz. Pierwsze 45 minut bez większych emocji - no chyba że warto wspomnieć że dostałam piłką w noge ;] W drugiej połowie było dużo ciekawiej, generalnie momentami nie wyrabiałam podczas robienia zdjęć. Ostatecznie mecz skończył się 3-0 dla Wisły (w końcu!), fotki wyszły bardzo fajne (mój tata stwierdził że za dużo mam Łobodzińskiego vel Achillesika, ale co ja poradzę że on się tak akurat często mi przed obiektywem się kręcił? :D).

A jutro poniedziałek, i znowu nie chcę tego tygodnia, bo jestem taaaak nie wyspana. Ale dobrze że zbliżają się święta, odpocznę.   


poniedziałek, 15 marca 2010

TAK TAK TAK!!!



TAK TAK TAK!!! DOSTAŁAM SIĘ DO ORANGE SPORTU!!! MOJE MARZENIA SIĘ SPEŁNIAJĄ .... NIECH LEPIEJ DRŻĄ ZE STRACHU BOREK, SZPAKOWSKI, SZARANOWICZ.... NADCHODZĘ JA I KIEDYŚ NA PEWNO ZAJMĘ ICH POSADĘ :)) 

niedziela, 14 marca 2010

I found myself in wonderland! Propably that was the worst week ever...

Dobra. Tydzień temu podniecałam się że tydzień był mega-hiper fajny. Dla równowagi, ten natomiast był do dupy. I to takiej wielkiej i ciemnej dupy. Generalnie wszyscy działali mi na nerwy, jednym słowem nie podchodzic do mnie bo ugryzę. Wywołałam wojnę światową z pewnymi osobami w klasie, ale należało im się. Jednakowoż wymyśliły sobie te panie bardzo mądrą plotkę na mój temat. Cóż.... dziecinada, nie ruszyło mnie to w żaden sposób. Świadczy to tylko o nich, o tym że nie umieją skonfrontować się ze mną twarzą w twarz. Dobrze, że są jeszcze osoby, które są w stosunku do mnie w porządku.

W piątek poszłam z tatą i Dziubkiem do pubu "U Wiślaków" oglądać mecz Wisły z Jagiellonią. Niestety tylko remis. Mimo to, mieliśmy ubaw z Dziubkiem z pewnego pana na boisku. Ah  bo warto by było w ogóle dodać, że poszłam sobie w środę na zakupy, w ramach leczenia mojej "depresji". I oczywiście zgodnie z ironią losu, wyglądając wyjątkowo  nie wyjściowo (włosy spięte w kucyk byle jak, bluza z kapturem i ledwo co widoczny makijaż, a na twarzy wyraz niezadowolenia z życia - cóż, w takiej postaci tez mnie można zobaczyć) musiałam spotkać KOGOŚ. Ale kurde.... czemu ten KTOŚ nie może być osobą mało znaną?! Grrr.... w każdym bądź razie - stoje sobie w kolejce do przymierzalni w Zarze z kilkoma parami spodni. I nagle przede mną jak grzyb po deszczu wyrastają panowie Małecki i Boguski, z czego tego pierwszego na mój widok pojawia się wieeeeeelki smile. No cudnie po prostu ;] ale spoko, wchodze do kabiny przymierzam te spodnie tak długo jak się da, byleby tylko sobie oni poszli. W końcu wychodzę, a oni dalej stoją! Przechodząc obok nich nagle słyszę "Cześć" ze strony Patryka i wzrok Bogusia przypominający tą emotkę ---> o___O Tak, miałam ochote powiedzieć że cały czas jednego z nich uważam za buraka, a drugiego za gwiazdorka zakichanego, ale ograniczyłam się do mruknięcia "Hej" i poszłam sobie dalej przed siebie. W każdym badź razie, w piątek mieliśmy ubaw po pachy oglądając mecz bo dopowiadaliśmy sobie różne anegdotki kto z kim gdzie i jak xD

Dzisiaj natomiast poszłam z całą rodzinką do kina na Alicje w krainie czarów w 3D. Z racji tego, że ja mam wielki sentyment do filmów Walta Disneya, Johnego Deepa i wszelakiego rodzaju magicznych historii, nie mogę powiedzieć nic więcej jak to, że film bardzo mi się podobał, ma fajną pointe (o którą nawet z młodsza siostrą się pokłóciłam) i cudowny soundtrack :) cud, miód i orzeszki... 


     

Mam jeszcze nie zdrową fazę na Irlandię i wszystko co irlandzkie ^^ nie wiem czy nie wyskoczę gdzieś na początku wakacji do Irlandii, a zwłaszcza do Galway. Mrrr... 

poniedziałek, 8 marca 2010

Dzień kobiet :)



Być kobietą, być kobietą - marzę ciągle będąc dzieckiem,
być kobietą, bo kobiety są występne i zdradzieckie...
Być kobietą, być kobietą - oszukiwać, dręczyć, zdradzać
nawet, gdyby komuś miało to przeszkadzać.

Mieć z pół kilo biżuterii, kapelusze takie duże
i od stałych wielbicieli wciąż dostawać listy, róże.
Na bankietach, wernisażach pokazywać się codziennie...
Być kobietą - ta tęsknota się niekiedy budzi we mnie.

Ekscentryczną być kobietą - przyjaciółki niech nie milkną,
czas niech płynie w rytmie walca, dzień niech jedną będzie chwilką.
Jakaś rola w głównym filmie, jakiś romans niebanalny...
Być kobietą w dobrym stylu, Boże, daj mi...

Gdzieś wyjeżdżać niespodzianie, coś porzucać bezpowrotnie,
łamać serca twardym panom, pewną siebie być okropnie...
Może muzą dla poetów, adresatką wielkich wzruszeń?
Być kobietą w każdym calu kiedyś przecież zostać muszę!

Być kobietą, być kobietą - marzę ciągle... itd.

Ach, kobietą być nareszcie, a najczęściej o tym marzę,
kiedy piorę ci koszule, albo... naleśniki smażę...

Szaga czaga karirarira czaga, szaga kara karira
szaga kara karirarira czaga, szaga kara karana
czaga kara karirarira czaga, szaga kara karira
szaga kara karirajra czaga ah!

~*~

Moje kochane panie!

Z okazji Naszego święta, chciałam Nam wszystkim życzyć przede wszystkim dużo szczęścia, wytrwałości i cierpliwości do mężczyzn, a przede wszystkim cieszenia się tym kim się jest i jaką kobietą się jest :)

A do moich dziewczynek - żebyśmy zawsze bawiły się tak zajebiście w naszym gronie, że do szczęścia płeć przeciwna koniecznie potrzebna nie była :***

niedziela, 7 marca 2010

Crazy week

Ten tydzień był całkowicie zakręcony! Wydaje mi się, że piosenka Matta Duska - Good News, wyjątkowo tu pasuje :) No ale od początku. 

Poniedziałek był to dzień wyjątkowo przełomowy. Nawet się na taki nie zapowiadał, ale dostałam po południu telefon z Orange Sportu że zapraszają mnie w sobotę na przesłuchanie do Warszawy!! Szok! Szok! Szok! Nie liczyłam że w ogóle spojrzą na moje zgłoszenie. Radość ogromna i latałam 10cm nad ziemią. Tydzień nie mógł się zacząć lepiej! 

Wtorek to był już długo wyczekiwany dzień. Wieczorem w filharmonii koncert Matt Duska właśnie. O mało się nie spóźniłam ale na szczęście spokojnie znalazłam swoje miejsce na balkonie i z niecierpliwością czekałąm na początek koncertu :) W ogóle Matt to bardzo sympatyczny człowiek, spontaniczny, wiecznie uśmiechnięty, szanuje swoich fanów. A przy okazji jest w moim mniemaniu mega przystojny! I ten głos! Mrrr! W każdym bądź razie, koncert był bardzo przyjemny, wszyscy tańczyli, klaskali i śpiewali. Z racji tego że byłam na balkonie, Matt zwrócił na mnie swoją uwagę, a po wykonywanej piosence pomachał mi i powiedział że wszyscy powinni brać ze mnie przykład (tak, Jesion gibała się cały czas, klaskała i rozkręcała imprezę x]). Po koncercie Matt zszedł do hollu i pozował do zdjęć, podpisywał płyty i z każdym kto chciał zamienił dwa zdania. Oczywiście ja jestem na tyle zdolna że nie wzięłam sobie ani płyty, ani aparatu żeby zrobić zdjecie. Jednak przeczekałam jak się ten tłum przewalił i pogadałam sobie z Mattem tak że organizatorzy już nas pogadali. Zleciało nam 15 minut nie wiadomo kiedy.

Matt: Masz dobry akcent. 
Ja: Dzięki, mam rodzine w Kanadzie to może dlatego bo rozmawiam z nimi po angielsku.
Matt: W Kanadzie?! Super! A olimpiade oglądałaś?
Ja: Oczywiście że tak! Cieszę się że w hokeju wygrała Kanada złoto.
Matt: To fantastycznie!

I jeszcze o różnych takich pierdołach gadaliśmy, w każdym bądź razie zakończyło się "big huuug!" 

Środa, dzień który najchętniej bym wymazała z mojej pamięci. W każdym bądź razie, nie było przyjemnie. No comment.

Piątek. Do wyjazdu do Warszawy został jeden dzień, wstępnie dostałam kategoryczny zakaz wyjazdu ale mama podjeła temat i pojawił sie cień nadziei. Wieczorem mecz Wisły z Arką, i kurde niestety druga przegrana z rzędu. Wiślacy! Cholera jasna, co się z wami dzieje?! Wszyscy kibice chcą trzeciego mistrzostwa kraju z rzędu!!

Sobota. Po kłótniach i prawie płaczach, padła spontaniczna decyzja że mam się zbierać i tata zawozi mnie do Warszawy. Po 4 godzinach jazdy, przebrnięciu przez śnieżyce w okolicach Kielc dojechaliśmy na miejsce nawet przed czasem. Wcześniej pytaliśmy się policjantów gdzie właściwie ul.Twarda się zaczyna bo był numer 1, 2, 3 po czym zaczyna się inna ulica już. Panowie policjanci bardzo zorientowani w terenie, najpierw stwierdzili że nie wiedzą gdzie ta ulica jest po czym otworzyli plan miasta i stwierdzili że jednak już eg. No ok. Weszłam do budynku Orange Sport, było już kilka innych osób, dostałam numerek 56 i czekałam na swoją kolejkę. Kobieta która się tym zajmowała (tzn rozdawała numerki) powiedziała że było ogólnie 500 zgłoszeń i wybrano 50. Fajnie no nie? :D W końcu weszłam do full profesjonalnego studia z jeszcze innym chłopakiem, dostaliśmy słuchawki z mikrofonem, i siedzieliśmy przed dużym ekranem i mielismy mecz komentować (akurat Wisły i Polonii). Przed samym komentowaniem dźwiekowiec poprosił żebym policzyła wolno i w miarre wyraźnie do 20. Śmiesznie było, bo jak się liczy tak bez myślenia to się nie zwraca uwagi jakie te nazwy momentami są śmieszne :) Komentowanie miało być na luzie, więc pozwoliłam sobie przy golu Małego wspomnieć anegdotke o strzelaniu przez niego goli po nocy :) Skończyło się a my po zjedzeniu w Złotych Tarasach (nie lubie tego sklepu......) zabraliśmy się w drogę powrotną do domu. W Krakowie byliśmy przed północą. We wtorek maja mi dać znać, czy mnie chcą jako komentatora czy nie :) TRZYMAĆ KCIUKI!

Fotki dodam jutro bo mi się dzisiaj nie chce.... :D Cóż, lenistwo.

czwartek, 25 lutego 2010

Chill out with a little bit of culture :)


Totalnie mi się nic nie chce dzisiaj. Miałam farbować włosy, ale zrobię to jutro... 

Ściągnęłam sobie dzisiaj nową płytę Matta Duska - Good News, i nastrajam się już przed wtorekiem. Mrr.... wtorek, wtorek..... wtargnę na scenę ze słowami na ustach "Matt! Zostań ze mną for eveeeer!" Nie no żartuje, ale osoby siedzące obok mnie będą musiały posłuchać trochę moich achów i ochów :)) Uwielbiam jego piosenki i ten głos, taki głęboki, którego przyjemnie się słucha na dobranoc. A wy mieliście kiedykolwiek styczość z muzyką Matta? 


Druga rzecz, która bardzo pozytywnie mnie nastraja, to wystawa prac fotograficznych Helmuta Newtona. 

Helmut Newton, Helmut Neustädter (31 października 1920 - 23 stycznia 2004), był znanym fotografem mody. Zasłynął przede wszystkim ze swoich aktów. Urodził się w Berlinie w Niemczech. Jego ojciec był Żydem, a matka Amerykanką. W 1948 roku poślubił australijską aktorkę June Brunell. Po wojnie pracował jako niezależny fotograf - zajmował się modą, pracował dla magazynów takich jak "Vogue". Od końca lat pięćdziesiątych skoncentrował się na fotografowaniu mody. W 1961 roku osiedlił się w Paryżu. Jego zdjęcia pojawiały się w znanych magazynach, między innymi we francuskiej edycji "Vogue'a". Wypracował własny styl, który cechował się sadomasochistycznymi i fetyszystycznymi podtekstami. Zawał serca w 1970 roku zmusił go do zmniejszenia tempa pracy. Mimo tego w 1980 roku wydał serię Big Nudes, która zwiększyła jego kontrowersyjną sławę.

Jego zdjęcia pokazał mi pan S. dla którego Newton jest niejako wzorem do naśladowania. Po za tym co ja lubie w tych pracach i dlaczego chcę je zobaczyć? Bo są inne, wyłamujące się, przekraczające pewne granice, łamiące zasady.

Ah.... o ile bardziej podobają mi się takie fotografie nagich kobiet, od wymachujących cyckami w teledyskach nastolatek.

Jutro może relation ze środy. Chociaż nie wiadomo, bo zapowiada się ciekawy piątek ;)


 

niedziela, 21 lutego 2010

Tragi-komedia

Za mną kolejny ciężki tydzień, chyba jeszcze nigdy od poniedziałku do niedzieli moja wytrzymałość fizyczna i psychiczna nie była wystawiana na taką próbę. Ale jakoś  minęło tych siedem dni z różnymi wzlotmi i upadkami suma sumarum nie jest już tak źle.

Ale człowiek nie może się zamartwiać przez cały czas, kiedyś trzeba się rozerwać. Okazja nadarzyła się całkiem przypadkowo, kumpel organizował domówke w gronie znajomych, więc zapowiadało się fajnie. Jednak pójście na nią okazało się błędem. Na początku wszyscy spotkaliśmy się na dworcu, my z Socze nafazowane, i w nad przeciętnie dobrych humorach robiłyśmy 'wesoły autobus'. Potem przespacerowaliśmy się w istnie zimowej scenerii 1,5 km do domu, po drodze zaznaczając nietknięty przez człowieka śnieg orzełkami dla polskich sportowców w Vancouver :) Na miejscu zasiedliśmy do stołu, my piłyśmy przy skokach RedBull&Vodka a reszta samą czystą. Głośno kibicowałyśmy i dmuchłyśmy wszystkim skoczkom a zwłaszcza polakom :) Konkurs się skończył, i zaczął się pierwszy akt wielkiej tragedii antycznej. Z racji tego że jestem nie czułą na "nieszczęścia" (uważam że jeżeli ktoś pozwolił się wciągnąć w narkotyki to jest idiotą i sam sobie jest za to winny bez użalania się i pokazywania światu jak to się jest nieszczęśliwym, zapraszam takich ludzi chociażby do Prokocimia żeby napatrzeć się na nieszczęścia prawdziwe) innych zimną suką, wyszłam na zewnątrz gdzie było pare osób które tez wolało się nie wtrącać. Tutaj na szczęście towarzystwu humory dopisywały i skończyło się to na przebiegnięciu kilkunastu metrów po śniegu boso w samej bieliźnie. Po tej akcji, "zabiłam" chłopaka który od studniówki się wielce we mnie zakochał. Przykro mi, nie jestem dla ciebie, wiedziałeś o tym od samego początku i miałeś nie robić sobie nadziei. Nie miej mi za złe, że ranie cie jeszcze bardziej. Jak się atmosfera lekko polepszyła wpadłam na pomysł żeby tańczyć do piosenek z układami tanecznymi  których uczyłam się w Egipcie, Rodos, Włoszech (daaaawne czasy) i Zako :) świetna sprawa dla integracji! Zagraliśmy w butelke, tego nie robiłam od czasów chyba pierwszej gimnazjum. Oczywiście, prawda czy wyzwanie? Większość wyzwań wymyślałam ja typu tańcz wokół krzesła i udawaj indianina ;D jednak po tym kolejna para się pokłóciła, i to był definitywny koniec imprezy. Sprawdziłyśmy z Socze o której bus do Krakowa odjeżdża i się wyniosłyśmy. W Krakowie byliśmy przed 7 rano jakoś. Siedząc zbaunsowane przy schodach ruchomych w zamkniętej Galerii Krakowskiej, całkiem przypadkowo spotkałyśmy Violę z Anią (cały czas nie rozumiem dziewczyny po co wy tak wcześnie przyjeżdżałyście.... ;)) co zostało uwiecznione na foto. Burżujsko wróciłam do domu taxi i poszłam spać. Po południu czekała mnie jeszcze praca fotoreportera na party ;]

W chwili obecnej wykańcza mnie choroba.... Ble! 

      

sobota, 20 lutego 2010

Kibicujcie biało-czerwonym!

Tak olimpijsko. Olimpiada ostatnio mnie pochłania i nie mam na nic czasu! Dzisiaj domówka u kumpla ale zagroziłam że jak nie pozwoli mi oglądać skoków to zamorduje. Obiecał że puści :) Licze na medal Adama, bo sama Justyna Kowalczyk zdobywać ich nie może. Oby było złoty! Kibicujcie biało-czerwonym!

sobota, 13 lutego 2010

Mamy srebro!

Mamy srebro!! Pierwszy medal na Olimpiadzie w Vancouver!! Brawo Adam!! Brawo reszta Polaków!! Ja chcę więcej medali, a najwięcej tych złotych!! :)

Jutro może dodam notkę podsumowującą ostatni tydzień. Teraz jestem pod wpływem zbyt dużej ilości wina żeby cokolwiek więcej napisać ;) No i te emocje dzisiejsze, ah... 



piątek, 12 lutego 2010

Ciekawy artykuł o skoczkach i skokach

  
" Narciarscy skoczkowie żyją w świecie, który rządzi się własnymi prawami. Ci ludzie pracują ponad siły, ostro trenują i niewiele jedzą, bo w tej dyscyplinie trzeba być lekkim jak piórko. Wielu z nich sport ten zrujnował zdrowie."

"Austriaccy skoczkowie uważani są za najlepszych na świecie. Tyrolczyk Andreas Kofler wygrał w tym roku Turniej Czterech Skoczni, Gregor Schlierenzauer zaś jest jedną z największych sportowych gwiazd w swojej ojczyźnie. W zeszłym roku zwyciężył w Pucharze Świata, prasę obiegły jego zdjęcia wśród piszczących nastolatek."

"Akurat w Austrii szczególnie widoczna jest kolorowa strona ich świata. Kraj przeżywa rozkwit owej sportowej dyscypliny, a to oznacza rzesze fanów na stadionach, sponsorów, którzy płacą grube miliony, rozhisteryzowane panienki za barierkami, rekordową oglądalność w telewizji."

Na onecie dorwałam dzisiaj fajny artykuł z "Der Spiegel" głównie o wyrzeczeniach jakich muszą podjąć się skoczkowie aby być tymi naj. Omówione na przykładzie Hannawalda, Schmitta i Schlierenzauera. Myślę że warto przeczytać.

http://sport.onet.pl/imprezy/vancouver-2010/zycie-papierowych-ludzi,1,3175791,wiadomosc.html

    


 


wtorek, 9 lutego 2010

Oh Africa!

"This our time to show,
our time to fly,
our time to be inside the sky
our time to so, our time of song
the last one in football..."

piątek, 5 lutego 2010

Kociak :)



 
  


To jest Misza - mój 3 miesięczny kotek :) Ogólnie to świruje po nocy i nie daje Jesionowi spać po nocy, ale też się nawzajem miziamy i gonimy za cieniami :) 

A u mnie ogólnie nudy. W niedziele jadę do Zako na zawodu Pucharu Kontynentalnego, oczywiście że chciałabym siedzieć tam już od dzisiaj no ale siły wyższe nade mną zapanowały.

W szkole nic nowego, każdy już chyba żyje maturą (mnie bardziej boli fakt że z tego powodu nie jadę do Planicy :( ) i nawet z tego powodu dzisiaj puścili nam film który mial nas nauczyć jak zwalczać stres. Najbardziej mi się podobał trening autogenny, więc zgodnie z jego zaleceniami, powtarzam sobie że mój szanowny tyłek jest ciężki i nie mogę go podnieść, więc po picie do kuchni wysyłam siostre xD Tam to przedstawili na przykładzie ręki ale efekt ostatecznie taki sam.