niedziela, 21 lutego 2010

Tragi-komedia

Za mną kolejny ciężki tydzień, chyba jeszcze nigdy od poniedziałku do niedzieli moja wytrzymałość fizyczna i psychiczna nie była wystawiana na taką próbę. Ale jakoś  minęło tych siedem dni z różnymi wzlotmi i upadkami suma sumarum nie jest już tak źle.

Ale człowiek nie może się zamartwiać przez cały czas, kiedyś trzeba się rozerwać. Okazja nadarzyła się całkiem przypadkowo, kumpel organizował domówke w gronie znajomych, więc zapowiadało się fajnie. Jednak pójście na nią okazało się błędem. Na początku wszyscy spotkaliśmy się na dworcu, my z Socze nafazowane, i w nad przeciętnie dobrych humorach robiłyśmy 'wesoły autobus'. Potem przespacerowaliśmy się w istnie zimowej scenerii 1,5 km do domu, po drodze zaznaczając nietknięty przez człowieka śnieg orzełkami dla polskich sportowców w Vancouver :) Na miejscu zasiedliśmy do stołu, my piłyśmy przy skokach RedBull&Vodka a reszta samą czystą. Głośno kibicowałyśmy i dmuchłyśmy wszystkim skoczkom a zwłaszcza polakom :) Konkurs się skończył, i zaczął się pierwszy akt wielkiej tragedii antycznej. Z racji tego że jestem nie czułą na "nieszczęścia" (uważam że jeżeli ktoś pozwolił się wciągnąć w narkotyki to jest idiotą i sam sobie jest za to winny bez użalania się i pokazywania światu jak to się jest nieszczęśliwym, zapraszam takich ludzi chociażby do Prokocimia żeby napatrzeć się na nieszczęścia prawdziwe) innych zimną suką, wyszłam na zewnątrz gdzie było pare osób które tez wolało się nie wtrącać. Tutaj na szczęście towarzystwu humory dopisywały i skończyło się to na przebiegnięciu kilkunastu metrów po śniegu boso w samej bieliźnie. Po tej akcji, "zabiłam" chłopaka który od studniówki się wielce we mnie zakochał. Przykro mi, nie jestem dla ciebie, wiedziałeś o tym od samego początku i miałeś nie robić sobie nadziei. Nie miej mi za złe, że ranie cie jeszcze bardziej. Jak się atmosfera lekko polepszyła wpadłam na pomysł żeby tańczyć do piosenek z układami tanecznymi  których uczyłam się w Egipcie, Rodos, Włoszech (daaaawne czasy) i Zako :) świetna sprawa dla integracji! Zagraliśmy w butelke, tego nie robiłam od czasów chyba pierwszej gimnazjum. Oczywiście, prawda czy wyzwanie? Większość wyzwań wymyślałam ja typu tańcz wokół krzesła i udawaj indianina ;D jednak po tym kolejna para się pokłóciła, i to był definitywny koniec imprezy. Sprawdziłyśmy z Socze o której bus do Krakowa odjeżdża i się wyniosłyśmy. W Krakowie byliśmy przed 7 rano jakoś. Siedząc zbaunsowane przy schodach ruchomych w zamkniętej Galerii Krakowskiej, całkiem przypadkowo spotkałyśmy Violę z Anią (cały czas nie rozumiem dziewczyny po co wy tak wcześnie przyjeżdżałyście.... ;)) co zostało uwiecznione na foto. Burżujsko wróciłam do domu taxi i poszłam spać. Po południu czekała mnie jeszcze praca fotoreportera na party ;]

W chwili obecnej wykańcza mnie choroba.... Ble! 

      

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz