czwartek, 25 lutego 2010

Chill out with a little bit of culture :)


Totalnie mi się nic nie chce dzisiaj. Miałam farbować włosy, ale zrobię to jutro... 

Ściągnęłam sobie dzisiaj nową płytę Matta Duska - Good News, i nastrajam się już przed wtorekiem. Mrr.... wtorek, wtorek..... wtargnę na scenę ze słowami na ustach "Matt! Zostań ze mną for eveeeer!" Nie no żartuje, ale osoby siedzące obok mnie będą musiały posłuchać trochę moich achów i ochów :)) Uwielbiam jego piosenki i ten głos, taki głęboki, którego przyjemnie się słucha na dobranoc. A wy mieliście kiedykolwiek styczość z muzyką Matta? 


Druga rzecz, która bardzo pozytywnie mnie nastraja, to wystawa prac fotograficznych Helmuta Newtona. 

Helmut Newton, Helmut Neustädter (31 października 1920 - 23 stycznia 2004), był znanym fotografem mody. Zasłynął przede wszystkim ze swoich aktów. Urodził się w Berlinie w Niemczech. Jego ojciec był Żydem, a matka Amerykanką. W 1948 roku poślubił australijską aktorkę June Brunell. Po wojnie pracował jako niezależny fotograf - zajmował się modą, pracował dla magazynów takich jak "Vogue". Od końca lat pięćdziesiątych skoncentrował się na fotografowaniu mody. W 1961 roku osiedlił się w Paryżu. Jego zdjęcia pojawiały się w znanych magazynach, między innymi we francuskiej edycji "Vogue'a". Wypracował własny styl, który cechował się sadomasochistycznymi i fetyszystycznymi podtekstami. Zawał serca w 1970 roku zmusił go do zmniejszenia tempa pracy. Mimo tego w 1980 roku wydał serię Big Nudes, która zwiększyła jego kontrowersyjną sławę.

Jego zdjęcia pokazał mi pan S. dla którego Newton jest niejako wzorem do naśladowania. Po za tym co ja lubie w tych pracach i dlaczego chcę je zobaczyć? Bo są inne, wyłamujące się, przekraczające pewne granice, łamiące zasady.

Ah.... o ile bardziej podobają mi się takie fotografie nagich kobiet, od wymachujących cyckami w teledyskach nastolatek.

Jutro może relation ze środy. Chociaż nie wiadomo, bo zapowiada się ciekawy piątek ;)


 

niedziela, 21 lutego 2010

Tragi-komedia

Za mną kolejny ciężki tydzień, chyba jeszcze nigdy od poniedziałku do niedzieli moja wytrzymałość fizyczna i psychiczna nie była wystawiana na taką próbę. Ale jakoś  minęło tych siedem dni z różnymi wzlotmi i upadkami suma sumarum nie jest już tak źle.

Ale człowiek nie może się zamartwiać przez cały czas, kiedyś trzeba się rozerwać. Okazja nadarzyła się całkiem przypadkowo, kumpel organizował domówke w gronie znajomych, więc zapowiadało się fajnie. Jednak pójście na nią okazało się błędem. Na początku wszyscy spotkaliśmy się na dworcu, my z Socze nafazowane, i w nad przeciętnie dobrych humorach robiłyśmy 'wesoły autobus'. Potem przespacerowaliśmy się w istnie zimowej scenerii 1,5 km do domu, po drodze zaznaczając nietknięty przez człowieka śnieg orzełkami dla polskich sportowców w Vancouver :) Na miejscu zasiedliśmy do stołu, my piłyśmy przy skokach RedBull&Vodka a reszta samą czystą. Głośno kibicowałyśmy i dmuchłyśmy wszystkim skoczkom a zwłaszcza polakom :) Konkurs się skończył, i zaczął się pierwszy akt wielkiej tragedii antycznej. Z racji tego że jestem nie czułą na "nieszczęścia" (uważam że jeżeli ktoś pozwolił się wciągnąć w narkotyki to jest idiotą i sam sobie jest za to winny bez użalania się i pokazywania światu jak to się jest nieszczęśliwym, zapraszam takich ludzi chociażby do Prokocimia żeby napatrzeć się na nieszczęścia prawdziwe) innych zimną suką, wyszłam na zewnątrz gdzie było pare osób które tez wolało się nie wtrącać. Tutaj na szczęście towarzystwu humory dopisywały i skończyło się to na przebiegnięciu kilkunastu metrów po śniegu boso w samej bieliźnie. Po tej akcji, "zabiłam" chłopaka który od studniówki się wielce we mnie zakochał. Przykro mi, nie jestem dla ciebie, wiedziałeś o tym od samego początku i miałeś nie robić sobie nadziei. Nie miej mi za złe, że ranie cie jeszcze bardziej. Jak się atmosfera lekko polepszyła wpadłam na pomysł żeby tańczyć do piosenek z układami tanecznymi  których uczyłam się w Egipcie, Rodos, Włoszech (daaaawne czasy) i Zako :) świetna sprawa dla integracji! Zagraliśmy w butelke, tego nie robiłam od czasów chyba pierwszej gimnazjum. Oczywiście, prawda czy wyzwanie? Większość wyzwań wymyślałam ja typu tańcz wokół krzesła i udawaj indianina ;D jednak po tym kolejna para się pokłóciła, i to był definitywny koniec imprezy. Sprawdziłyśmy z Socze o której bus do Krakowa odjeżdża i się wyniosłyśmy. W Krakowie byliśmy przed 7 rano jakoś. Siedząc zbaunsowane przy schodach ruchomych w zamkniętej Galerii Krakowskiej, całkiem przypadkowo spotkałyśmy Violę z Anią (cały czas nie rozumiem dziewczyny po co wy tak wcześnie przyjeżdżałyście.... ;)) co zostało uwiecznione na foto. Burżujsko wróciłam do domu taxi i poszłam spać. Po południu czekała mnie jeszcze praca fotoreportera na party ;]

W chwili obecnej wykańcza mnie choroba.... Ble! 

      

sobota, 20 lutego 2010

Kibicujcie biało-czerwonym!

Tak olimpijsko. Olimpiada ostatnio mnie pochłania i nie mam na nic czasu! Dzisiaj domówka u kumpla ale zagroziłam że jak nie pozwoli mi oglądać skoków to zamorduje. Obiecał że puści :) Licze na medal Adama, bo sama Justyna Kowalczyk zdobywać ich nie może. Oby było złoty! Kibicujcie biało-czerwonym!

sobota, 13 lutego 2010

Mamy srebro!

Mamy srebro!! Pierwszy medal na Olimpiadzie w Vancouver!! Brawo Adam!! Brawo reszta Polaków!! Ja chcę więcej medali, a najwięcej tych złotych!! :)

Jutro może dodam notkę podsumowującą ostatni tydzień. Teraz jestem pod wpływem zbyt dużej ilości wina żeby cokolwiek więcej napisać ;) No i te emocje dzisiejsze, ah... 



piątek, 12 lutego 2010

Ciekawy artykuł o skoczkach i skokach

  
" Narciarscy skoczkowie żyją w świecie, który rządzi się własnymi prawami. Ci ludzie pracują ponad siły, ostro trenują i niewiele jedzą, bo w tej dyscyplinie trzeba być lekkim jak piórko. Wielu z nich sport ten zrujnował zdrowie."

"Austriaccy skoczkowie uważani są za najlepszych na świecie. Tyrolczyk Andreas Kofler wygrał w tym roku Turniej Czterech Skoczni, Gregor Schlierenzauer zaś jest jedną z największych sportowych gwiazd w swojej ojczyźnie. W zeszłym roku zwyciężył w Pucharze Świata, prasę obiegły jego zdjęcia wśród piszczących nastolatek."

"Akurat w Austrii szczególnie widoczna jest kolorowa strona ich świata. Kraj przeżywa rozkwit owej sportowej dyscypliny, a to oznacza rzesze fanów na stadionach, sponsorów, którzy płacą grube miliony, rozhisteryzowane panienki za barierkami, rekordową oglądalność w telewizji."

Na onecie dorwałam dzisiaj fajny artykuł z "Der Spiegel" głównie o wyrzeczeniach jakich muszą podjąć się skoczkowie aby być tymi naj. Omówione na przykładzie Hannawalda, Schmitta i Schlierenzauera. Myślę że warto przeczytać.

http://sport.onet.pl/imprezy/vancouver-2010/zycie-papierowych-ludzi,1,3175791,wiadomosc.html

    


 


wtorek, 9 lutego 2010

Oh Africa!

"This our time to show,
our time to fly,
our time to be inside the sky
our time to so, our time of song
the last one in football..."

piątek, 5 lutego 2010

Kociak :)



 
  


To jest Misza - mój 3 miesięczny kotek :) Ogólnie to świruje po nocy i nie daje Jesionowi spać po nocy, ale też się nawzajem miziamy i gonimy za cieniami :) 

A u mnie ogólnie nudy. W niedziele jadę do Zako na zawodu Pucharu Kontynentalnego, oczywiście że chciałabym siedzieć tam już od dzisiaj no ale siły wyższe nade mną zapanowały.

W szkole nic nowego, każdy już chyba żyje maturą (mnie bardziej boli fakt że z tego powodu nie jadę do Planicy :( ) i nawet z tego powodu dzisiaj puścili nam film który mial nas nauczyć jak zwalczać stres. Najbardziej mi się podobał trening autogenny, więc zgodnie z jego zaleceniami, powtarzam sobie że mój szanowny tyłek jest ciężki i nie mogę go podnieść, więc po picie do kuchni wysyłam siostre xD Tam to przedstawili na przykładzie ręki ale efekt ostatecznie taki sam.