Zielona Góra zaiwtała na wycieczkę klasową do Krakowa :) Od dawna oczekiwany przyjazd, w końcu nadszedł. Wraz z Joanną S., z którą wcześniej spędziłyśmy trochę czasu w bibliotece a później w miejscach takich jak dworzec PKP, park Strzelecki oraz RDA, z niecierpliwością czekałyśmy przyjazdu busa Zielona-Góra. Pierwsza rzecz jaka mnie zaskoczyła to zastraszająco mała ilość bagaży... Ja wiem, że przyjechali na jeden dzień i noc, no ale kurde ja to bym wzięła trochę więcej rzeczy. No ale, przywitałyśmy się z Wojciechem, i odprowadziłyśmy ich na ul. Floriańską gdzie mieli swoją kwaterę. Fragmentarycznie zaśpiewaliśmy Katiuszę i następnie zaprowadziłam turystów na domowe jedzenie do małej jadłodajni na ul. Mikołajskiej "U Stasi" gdzie moim zdaniem można dobrze i tanio zjeść (w karcie dań wyboru co prawda wielkiego nie ma ale w ogólno światowych przewodnikach po Polsce ta knajpka jest wymieniana, więc coś to znaczy...). Atrakcją było przede wszystkim jedzenie pierogów na ławeczce na zewnątrz, poniewaz w środku miejsca nie było, oraz spotkanie Andrzeja Sołtysika, prezentera TVNu który spojrzał się na mnie wymownie i uśmiechnął gdy śmiałam się, z kolegów-turystów przejętych jedzeniem na polu. Po za tym pana Sołtysika znam tyle o ile (nie jest to jakaś meeeega super znajomość ale wzrokowo się poznajemy) z meczów Wisły na stadionie gdzie nie raz siedzieliśmy obok siebie :) Po obiedzie my z Socze się ewakuowałyśmy do domu, i umówiliśmy się z chłopakami głównie po południu gdy będą mieli czas wolny. Ok 17, w oczekiwaniu na Asie, która toczyłą walki międzygalaktyczne aby wydostać się z domu, zgarnęłam Wojciecha, Nikodema i Jakuba na krótki obchód w okół rynku. Pokazałam im Jamę Michalika, Bramę Floriańską, Barbakan, dom Jana Matejki, Plac św. Szczepana, kamienice w której mieszkał przez cała dwa dni Goethe, tablice upamiętniającą Hold Pruski oraz Insurekcję Kościuszkowską... Zostałam mianowana przewodnikiem wycieczki :D Znaleźliśmy też małą kawiarenkę gdzie chłopcy posilili się kremówką oraz herbatą. Poopowiadaliśmy sobie żarty, przeprowadziliśmy dyskusję na temat wychodzenia na pole i na dwór i tym podobne różne mniej lub bardziej ciekawe rzeczy. W końcu odebraliśmy Socze z przystanku, i wyruszyliśmy na wycieczkę na Kazimierz. Tam też pani nauczycielka poopowiadała swoim uczniom trochę o samej dzielnicy, a ja dodawałam swoje trzy grosze, za co przez jedną część klasy byłam ubóstwiana a przez drugą wręcz nienawidzona. Mnie to egal. Wycieczka chciała zobaczyć bar u Endziora z zapiekankami i trochę przestraszyła się kolejki (ehh.... malutka ona była, po za tym była dopiero godzina 20). Dlatego też padła propozycja pojścia na kiełbaski do niebieskiej nyski pod Halę Targową :) spytano się mnie co ja jako krakowianka bym wybrała.... oczywiście że kiełbaski!! Tak więc, poprowadziłam całą watachę na nóżkach (oni chcieli dwa przystanki jechać tramwajem!) pod Halę Targową, żegnając się z Joanną która musiała się niestety już zwijać. Gdy doszliśmy na miejsce kolejeczka do moich ukochanych panów też stała, ale nie było tragicznie. Wszyscy zakupili sobie po jednej porcji z oranżadą, i posileni oraz miło zaskoczeni jakością potrawy wróciliśmy do hotelu. Jeszcze chwilkę posiedziałam sobie z chłopakami, pograliśmy chwilę w karty i się ewakuowałam do domu.
Z samego rana w środę, zawitałam ponownie u znajomych z Zielonej :) zdziwienie niektórych było gdy zobaczyli mnie w nazwijmy do sietlicy gdzie przygotowane mieli śniadanie. No cóż... moje śniadanie wyglądało inaczej od pozostałych - obwarzanek z sezamem, energy drink Biała Gwiazda i Przegląd Sportowy :P Najedzeni i spakowani, obraliśmy kierunek na Muzeum Narodowe w którym załapałam się na lekcję muzealną o Młodej Polsce, ale niestety z mojej ulubionej epoki pani prowadząca zrobiła nie wiadomo co. Generalnie nie podobało mi się jak prowadziła to spotkanie, z resztą chyba nie tylko mnie, bo grupa wyjątkowo się rozłaziła. Uśmiałam się gdy Kuba wypalił, że w tych czasach uprawiano orgię w kawiarniach. Dobrze że nikt nie spytał się od kogo to wie, bo bym chyba uciekła. Gdy mówiłam to przy okazji oglądania Jamy Michalika użyłam tego jako duuuuuuuużej przenośni :) ale przynajmniej wiem, że chłopcy mnie słuchali. Z muzeum niepocieszony wyszedł Nikodem, który nie zobaczył obrazu Jacka Malczewskiego "Powrót z Syberii" oraz Miłosz który natomiast nie ujrzał obrazu Witkiewicza, ale nie powiedział mi jakiego. Rozpadało się na zewnątrz, i szybciutko podeszliśmy pod Colegium Novum UJ, w którym zgubiliśmy Kubę, o czym dzień wcześniej przekonywano mnie, że jest to nie możliwe. A jednak ^____^ Czas zaczął gonić wycieczkę, więc szybko zabrali swoje bagaże z hotelu i poszli na obiad do Galerii Krakowskiej, żeby się posilić przed długą podróżą. Ja musiałam się pożegnać, było mi strasznie smutno żegnać tak zajebistych ludzi ale niestety. Najwcześniej zobaczymy się w maju po maturach gdy wraz z Socze zawitamy do Zielonej Góry na jeden wielki bibczyc :D
Wniosek mam jeden, bardzo żałuję że w Krakowie, nie mam tak świetnych osób, z którymi można porozmawiać na wszystkie tematy, a jednocześnie się powygłupiać... Life is brutal, isn't it?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz