niedziela, 27 września 2009

Barwy klubowe tylko na meczu i w sercu.


 KOSZULKA SIĘ ZNALAZŁA!!! :))

     Na prawdę bardzo z tego powodu się cieszę, bo wiele ona dla mnie znaczy. Byłam w niej na niezliczonej ilości meczy, tych zwykłych ligowych, ale również Ligi Mistrzów, Pucharu UEFA (obecnej Ligi Europejskiej), Pucharu Polski.... Nie wyobrażam sobie pojawienia się na meczu w jakiejś innej koszulce (chociaż ostatnio byłam do tego zmuszona), niż tej co mam.

     Nie myślcie sobie jednak, że paraduje w niej po ulicy tak jak w każdym innym t-shirtcie. Wpojono mi jedną zasadę, którą respektuje i uważam za słuszną: "Barwy klubowe tylko na meczu i w sercu". Może łatwiej jest dostosować się do niej kobiecie, ale gdyby wszyscy się do niej dostosowali, o wiele mniej mogłoby być konfliktów między kibicami na osiedlach. Niestety nie wszystko jest takie proste jak mogłoby się wydawać. Co mnie jeszcze denerwuje w związku z barwami klubowymi? Oczywiście, głównie przez szaliki i koszulki, na meczu tworzy się cudowną oprawę i atmosferę, pokazując przywiązanie do swojego klubu. Nie mogę jednak zrozumieć, jak szalika który zakładam na mecz mogę użyć jako normalnego szalika w zimie? Takie zachowanie nie podoba mi się, po prostu nie podoba, i osoby tak się zachowujące nie mogą liczyć na moją przychylność (a chociażby u mnie w szkole kilka takich jest). Tak samo ubieranie koszulki na lekcje wf... Nie mogę się do tego przekonać. Mam swoje zasady, które czegoś takiego nie obejmują. Chcesz pokazać swoje przywiązanie do klubu? Kup sobie silikonową bransoletkę na rękę. Nie razi po oczach, ale jest jakiś znak, oznaczenie.  

    Porobiłam kilka fotek mojej koszulki i szalików jakie posiadam w swojej "kolekcji" :) Nie ma wśród nich jeszcze jednego szalika Wisły (obecnie znajduje się w innym mieszkaniu), szalik narodowego Polski, oraz koszulki Polski, którą ubieram przy większości patriotycznych wydarzeń sportowych oraz gdy jestem za granicą (zwłaszcza na wakacjach w krajach typu Turcja, Egipt, Rodos...). Przyznam że wiele razy mi ona pomogła i przydała - na przykład w Turcji gdzie nosząc ją nie byłam przynajmniej mylona z Rosjanami, w tym roku na Rodos gdy podczas mojego pobytu tam był rozgrywany towarzyski mecz Polska-Grecja, albo w Egipcie gdzie stworzyliśmy z innymi polakami siatkarski polish team a kilka dni później gdy sobie w niej paradowałam po terenie hotelu zaczepił mnie jakiś Niemiec i wskazując palcem na godło Polski zaczął opowiadać o Kubie Błaszczykowskim i pytać czy go znam. Wśród szalików jest też mój pierwszy (na samym dole, Super Wisła) który dostałam mając chyba 10 albo 11 lat, nie jestem już w tym momencie pewna. Po za tym specjalne edycje z meczy z Tottenhamem, Celticem Glasgow i Vitorią Guimares. Ten ostatni dostałam od portugalskiego kibica, który był na meczu rewanżowym w Krakowie :)

         

     Na YouTubie znalazłam profil gościa, który genialnie robi przeróbki znanych utworów muzycznych na pianinie. Na prawdę warto posłuchać! Link poniżej do jednej z moich ulubionych piosenek (nie wiem czy wiecie, ale do wszystkich fragmentów piosenek jakie zamieszczam, jest link, wystarczy kliknąć jedynie w artystę i tytuł piosenki :)) :

Linkin Park - In the end

 

piątek, 25 września 2009

"When the rain falls
Its like heavens crying
When the names all
The difference that there is
Cause tears are
The same when they are trying to grow something good
Out of all the pain
Theres no difference between the teardrops and the rain"

Zeta Bytes - When The Rain Falls

     Nareszcie koniec tego tygodnia! Uda mi się wyspać w końcu. Mówcie sobie co chcecie; wstając codziennie o 5:50 człowiek może się wykończyć, nie zważając na to czy idzie się spać o 22 czy o 2 nad ranem. 

     Dzisiaj było troche dziwne. Chociaż nie, trochę to za mało powiedziane, dzisiaj było baaaaardzo dziwnie! Najpierw poległam na języku angielskim, jakieś zaćmienie umysłowe, nie wiem nawet jak to nazwać, ale jedno jest pewne, że muszę powtórzyć podstawy bo za bardzo skupiam się na tym co trudniejsze. Potem polski na którym kręciło mi się cały czas w głowie, i miałam moment że odleciałam na kilka sekund. Albo może mi się zdawało? Sama nie wiem. A na matematyce dowiedziałam się że jestem głupia. To znaczy głupsza od Aśki, lub ona głupsza ode mnie. Ta kwestia została jeszcze nierozstrzygnięta.

Ja: Nie lubię rysować tych pudełek (mowa o graniastosłupach...)

Aśka: Hahaha... (cicho i kulturalnie w zeszyt...)

Matematyczka: Soczewica! Jesionka! Na każdej lekcji to samo! Przedstawienie! Jedna głupsza od drugiej!

Ja: (szeptem do Aśki, co wywołało u niej kolejną porcje śmiechu) Szczerze? To nie mój problem!

     Taaak... informacja o tym że wychowawczyni wpiszę mi w dziennik że nie mogę siedzieć z panną Krocze, jest dla mnie żałośnie śmieszna. Halo?! Jestem w trzeciej klasie liceum a nie podstawówki! o.O Ale dobra... myślałam że już nic więcej mnie nie spotka, aż tu nagle mam okazje spotkać kosmitę! Niejaki Gracjan Roztocki, maszeruje sobie Aleją Słowackiego, w swoich dżinoswych spodenkach i koszulce w kratke (tudzież paski, był po drugiej stronie ulicy więc ciężko stwierdzić). Nigdy nie chciałam go widzieć na żywo, i po dniu dzisiejszym też nie chcę. Uważam że ta persona prezentuje jeden z najniższych poziomów, i takich ludzi powinno się obejmować jakąś opieką psychiatryczno-psychologiczną. 


     Cierpię bo cały czas nie mogę znaleźć mojej meczowej koszulki, która znaczy dla mnie bardzo dużo... :( mam nadzieję że wsadziłam ją gdzieś bardzo głębokok do szafy, i jutro uda mi się ją znaleźć...

niedziela, 20 września 2009

Moje życie, mój klub.

"My kochamy nasz klub, serca swe damy mu,
Biała Gwiazda zabłyśnie na szczycie!

My kochamy nasz klub, od kołyski po grób,
Wisła Kraków to nasze jest życie!"

Wawele i Jan Wojdak - My kochamy nasz klub

Słowa te dla mnie wiele znaczą. Tak samo jak i piosenka, która mnie wzrusza - tekst jak i teledysk, chwytają mnie za serce, i dla niektórych może wydać się to śmieszne, ale tak jest. Uważam za świetną rzecz przekazywać z pokolenia na pokolenie tradycje, w tym wypadku piłkarskie. Mnie pasją do piłki nożnej i miłością do Białej Gwiazdy zaraził dziadek, który wziął mnie jako pierwszy na mecz i już tak zostało że do dnia dzisiejszego. Razem chodzimy na Reymonta na trybunę D lub tak jak teraz jeździmy na Stadion Ludowy do Sosnowca. Ja miłością tą zarażam
swoją młodszą siostrę, a w przyszłości mam nadzieję swoje dzieci.


Zaczęłam tak ponieważ dzisiaj właśnie wróciłam z meczu pomiędzy Wisłą Kraków a Polonią Bytom. Po odśpiewaniu hymnu Białej Gwiazdy, piłkarze, trenerzy, sędziowie i kibice uczcili minutą ciszy zmarłych górników, którzy stracili życie podczas wybuchu w kopalni w Rudzie Śląskiej. Żałuje tylko że wśród kilkuset kibiców, zawsze musi znaleźć się ktoś kto nie będzie umiał potrafić się zachować. W tym przypadku, była to pani która zamiast za przeproszeniem zamknąć swoją jadaczkę na głupie, symboliczne 60 sekund, gadała przez telefon podniecając się tym, że akurat ją pokazali w telewizji.... Jednym słowem, ŻAL. Przez 85 minut przegrywaliśmy, dostawałam nawet informacje od znajomych, że Śląsk cieszy się że Wisła przegrywa, ale jakimś cudem udało się dzięki Piotrkowi Ćwielongowi wyrównać na 1:1. Starając się być obiektywną, to uważam, że taki zimny prysznic pod postacią remisu z drużyną specjalnie nie błyszczącą przyda się naszym Wiślakom, ponieważ byli już za pewni siebie, i widać było to w ich grze. Teraz może zrozumieją, że tak szybko jak zostali liderami tabeli tak szybko mogą już nimi nie być.




Abstrahując od piłki nożnej - wczoraj wieczorem spotkałam się ze znajomymi na mieście. Dowiedziałam się kilku ciekawych rzec
zy od kolegi, między innymi że dwaj moi bardzo dobrzy znajomi (płci męskiej) obrabiają mi dupę. Świetnie; ludzie a zwłaszcza mężczyźni z dnia na dzień mnie zaskakują. Dostałam na szczęście swojego upragnionego od dłuższego już czasu drinka - Sex On The Beach :)) Byłam zaskoczona, widząc przy barze księdza w habicie, a później tańczącego ze wszystkimi innymi na parkiecie. Wszystko wyjaśniło się gdy powiedział że jest z Anglii. Można się było w sumie spodziewać że on nie z Polski, u nas takie rzeczy są nie do pomyślenia.

(fotka cyknięta w trakcie robienia kółeczek z dymu^^)

Chyba nadeszła kolej na mnie, i na moje przeziębienie. Coś mnie łamie w kościach, katar też powoli zaczyna się pojawiać. A chora być nie mogę! Za dużo mam planów na ten tydzień i weekend... ^^

czwartek, 17 września 2009

"Cause I'm not your princess, this ain't a fairytale
I'm gonna find someone someday who might actually treat me well
This is a big world, that was a small town
There in my rearview mirror disappearing now
And its too late for you and your white horse
Now its too late for you and your white horse, to catch me now"
Taylor Swift - White Horse

Czuje się wreszcie na siły zarówno psychicznie jak i fizycznie, aby dodać notkę o pobycie w Wiśle w sobotę i niedzielę :)

Tak więc: po ciężkiej, nie ukrywajmy tego nocy trzeba było rano wstać, przenieść się do swojej szafy po walizki i udać się po akredytacje. Nie wiem czy to tylko nas z Asią prześladował taki pech, ale jak się okazało w biurze nie ma dla nas przygotowanych akredytacji i musiałyśmy poczekać aż nam je zrobią na miejscu. Przez to wszystko zmieniłam swoje dane osobowe z Anna na Ann. Żeby było tak międzynarodowo^^ Gdy dotarłyśmy do naszego właściwego pensjonatu (cud, miód i orzeszki... przemiły pan z recepcji, i tylko 5 minut od skoczni - polecam DW Malinka :)) ogarnęłyśmy się, przebrałyśmy i chwilke tylko przespałyśmy bo już trzeba było się pojawić na skoczni. W biurze prasowym były kanapki, ciastka, bigos i bogracz. Do tego kawa albo herbata. Byłam tak głodna, że nie zwracałam uwagi na to co jem :D Właśnie tam doszło do najzabawniejszej sytuacji podczas całych zawodów, gdy staliśmy w grupce i rozmawialiśmy.

-A mamy wejściówki medialne na Feela?

-Nie mamy wejściówek na Feela :(
-NIE MAMY WEJŚCIÓWEK MEDIALNYCH NA FEELA?!?!
(w tym momencie obok nas pojawia się cały wspominany zespół)
Piotr Kupicha: Dzień Dobry!
-Dzień dobry! Hahaha!

Potem skoki. Lubię, na prawdę lubie ten sport! I fajnie, że wszystkie miejsca na podium zajęli nasi skoczkowie. Chociaż dla urozmaicenia mógł na trzecim miejscu pojawić się jakiś obcokrajowiec. Po zawodach ogólna głupawka w związku z koncertem Feela, świetna zabawa, i jak to się okazało; nikt nie słucha Feela ale każdy zna tekst piosenki x) skoczkowie nas obserwujący mieli niezły ubaw... Zawsze mogli się dołączyć. Po zakończeniu imprezy na skoczni, przenieśliśmy się do Alcatraz Pub, gdzie zbajerowany przeze mnie gościu postawił nam drugą porcję podwójnych frytek ;) a potem tradycyjnie do Gołębia, na nudną imprezę. I w tym właśnie momencie muszę powiedzieć że hotel ten mnie ROZCZAROWAŁ. Podchodzę do baru:

Ja: Poproszę Sex On The Beach. (drink jakby ktoś nie wiedział)
Barman: Nie mamy składników.
Ja: (Loool...) Dobrze, w takim razie poproszę o Strawberry Daqauri [czyt. dakari].
Barman: (wymienia spojrzenie z kolegą patrząc się na mnie przy tym jak na kosmitę) Nie mamy niestety.
Ja: (Spokojnie, tylko spokojnie....) No to San Francisco może dostanę?
Barman: (kręci głową) Przykro mi, ale nie.
Ja: Ok, to żubrówkę z sokiem jabłkkowym dostanę?

No helloł.... hotel pięcio gwiazdkowy, a w klubie na imprezie nie mają podstawowych drinków które są w każdym podrzędnym klubie w Krakowie? Próbowano mi tłumaczyć, że nie ma szefa baru bla bla bla... co mnie to interesuje? No nie ważne. Posiedzieliśmy do zamknięcia, i każdy rozszedł się do siebie do pokoi.

Rano szybka pobudka (nie żeby Socze wyłączyła budzik i wstała o 40 minut za późno). Ogarnięcie się, i przygotowanie do stanu używalności. Trip na skocznie, i wielka niespodzianka. Nie ma cateringu! A ja taaaaaaaka głodna. Trzeba było się wykosztować i zainwestować w stek i ogórki, ae głodny polak zje wszystko. Skoki jak zwykle, jedne lepsze drugie gorsze. Udało nam się wyjechać na górę skoczni i niesamowite wrażenie robią skoczkowie i ich skoki gdy widzi się je z innej perspektywy niż z dołu. Podium tak samo, zdominowane przez polaków.

Nadszedł niestety czas na pożegnania i powrót do domu. Ciężko wracać, i na prawdę nie lubię tego uczucia gdy wie się że to już koniec, że trzeba wrócić do szarej zwykłej rzeczywistości. Wyjazd był po prostu zajebisty - świetna zabawa, ludzie, imprezy, nowe znajomości. Teraz trzeba czekać na kolejny taki wyjazd :) Dziękuje wszystkim za wspomnienia :***






"Anonymous said...

podpisuje sie rekami i nogami, wy robicie tylko szum wokol siebie a tak naprawde to kazdy ma was w dupie. Sylwia moze jeszcze jakos wygląda, ale reszta to porażka."

"Anonymous said...

jesion, socze i zawadka bo to ekipa Sylwii, a o niej tutaj mowa. doekipy Vicky sienie czepiam bo jak dla mnie to inna liga, Sylwia i jej dream team to nędzna replika."


Jestem nędzną repliką. A do tego porażką - chodziło chyba o to że niby jestem brzydka (o?O). Nie komentuje, ale od czasu gdy to przeczytałam, to siedzę w kącie z papierową torbą na głowie, nie wychodzę na zewnątrz i tne się żelkiem Haribo. Pozdro girls ;]


wtorek, 15 września 2009

Patrick Swayze 18.08.1952 - 14.09.2009 :(

 

     Nie jest miło, gdy za wcześnie z tego świata odchodzą osoby, które miały wpływ na nasze życie. W poniedziałek pożegnaliśmy 57 letniego Patricka Swayze, słynącego przede wszystkim z roli w filmie "Dirty Dancing" ale również 38 innych produkcjach filmowych, oraz kilku serialach. Zmagał się z ciężką, nieueczalną chorobą - rakiem trzustki. Pomimo to, nie tracił woli walki ani chęci do życia. Podejmował wyzwania, a swoje ostatnie chwilę spędził w gronie kochającej go rodziny. Wiem, że ten człowiek zasłużył sobie na dużo więcej niż miał, i na pewno ktoś mu to (już pośmiertnie niestety) wynagrodzi. 

Patrick Swayze - She's like the wind


She's like the wind through my tree
She rides the night next to me
She leads me through moonlight
Only to burn me with the sun
She's taken my heart
But she doesn't know what she's done

Feel her breath on my face
Her body close to me
Can't look in her eyes
She's out of my league
Just a fool to believe
I have anything she needs
She's like the wind

[SOLO]

I look in the mirror and all I see
Is a young old man with only a dream
Am I just fooling myself
That she'll stop the pain
Living without her
I'd go insane

Feel her breath on my face
Her body close to me
Can't look in her eyes
She's out of my league
Just a fool to believe
I have anything she needs
She's like the wind

Feel your breath on my face
Your body close to me
Can't look in your eyes
You're out of my league
Just a fool to believe
(Just a fool to believe)
She's like the wind
(Just a fool to believe)
Just a fool to believe
(She's like the wind)
Just a fool to believe
(Just a fool to believe)
She's like the wind
(Just a fool to believe)
Just a fool to believe
She's like the wind

(Just a fool...)
(She's like the wind)
(She's like the wind)
(Just a fool...)
(She's like the wind)
(Just a fool...)

Jedna z najładniejszych piosenek o miłości. Z cudownym tekstem. Myślę że każdy chociaż raz w życiu miał okazję ją usłyszeć.

 

Relacje z Wisły z soboty i niedzieli umieszcze może jutro. Dzisiaj nie mam siły, a po za tym śmiesznie i wręcz chamsko wyglądałoby gdybym pod informacją o śmierci, zaczęła nagle pisać jak to się świetnie bawiłam -.-

niedziela, 13 września 2009

CoC Wisła 2009 - piątek

"I don’t care what you think
As long as it’s about me
The best of us can find happiness
In misery"
FOB - I don't care

Właśnie zakończyłam rozpakowywanie torby i ogólne ogarnianie się. Oczy mi się kleją, i chce mi się spać, ale postanowiłam, że opublikuje dzisiaj notkę, i tak zrobię.

W piątek rozpoczęłam swoją podróż w kierunku Wisły. O godzinie 8.10 rano wyjechałam z dworca głównego busem do Bielska-Białej, gdzie miałam wsiąść w bezpośredni autobus do Wisły. Niestety, życie byłoby za kolorowe, gdyby nie komplikowało się. Na miejscu okazało się że nasz autobus został odwołany, i w ogóle nie ma bezpośrednich połączeń z Bielska do Wisły. Fajnie że na stronie internetowej umieszczona była całkiem inna informacja. W końcu rozpadającym się autobusem dojechałam do Skoczowa, i dalej już do Wisły. Na moje a raczej nasze nieszczęście (tj. moje i Asi) była obsuwa w czasie, i nie zdążyłyśmy odebrać do 13 akredytacji. Znalazłyśmy nasz domek, w którym przydzielono nam pokój o rozmiarach 5x5. O mało co nie dostałam klaustrofobii! Szybko porzuciłyśmy torby, i na przystanek gdzie umówiłam się z pozostałymi dziewczynami. Później już wspólnie na skocznie pojechałyśmy. Były dwie serie treningowe, i pod koniec powoli zaczynałam znosić jajko na twardo. Dobrze że czas swoją głupotą i dziecinnością umilała Heia Norge, która jak nie wyznawała miłości jakiemuś skoczkowi to pytała się każdego napotkanego skakajca czy wie gdzie śpią Norwegowie. No cóż.... no comment.

Wieczorem poszliśmy obalić litrowego Smirnoffa do Ljuki; pozostałości po Zako. Gdy dostałam cynk że w hotelu Gołębiewskim nie ma selekcji na disco, zebraliśmy się i pojechaliśmy taxi się lansować i baunsować. Chociaż z tym drugim to może przesadziłam gdyż DJ ograniczał się jedynie do włożenia płyty CD do odtwarzacza i przyciśnięciu guziczka z napisem play. Po imprezie pojechaliśmy zmienić lokal aby nie spać w tej kanciapie. Dobrze, że są na tym świecie ludzie, którzy przygarniają takie sieroty jak ja :) Noc była generalnie nie przespana, bo dużo się rozmawiało, jeszcze dodatkowo piło i jadło orzeszki ziemne solone...


W najbliższych dniach opis pozostałych dwóch dni. Teraz idę spać, bo ciężko widzę wstawanie o 5.40... Chyba najbliższy tydzień nie będzie zbytnio wyspany...

Polska wygrała z Francją w siatkówce! Zajekurwabiście z tego powodu!

Wisła "wymęczyła" trochę zwycięstwo z Lechią. W 60 minucie strzelił gola Patryk Małeck...

Ah, dziękuje wszystkim za świetne trzy dni :** :)

poniedziałek, 7 września 2009

Take me there...

Rascal Flatts - Take Me There - Official Video


"There's a place in your heart nobody's been
Take me there
Things nobody knows, not even your friends
Take me there"

     Humoru nie mam. Dopadło mnie przesilenie jakieś. Chociaż rano nic na to nie wskazywało. Potrzebuje szybko lekarstwa, ale już nie długo. Byle do piątku i będę się leczyć. Bardzo intensywnie :)

     Podali już listę skoczków na CoC w Wiśle. Dobrze, bo ciekawość mnie zżerała kto wystąpi. Pozostali niewiadomą słoweńcy i finowie. A mecz z Liverpoolem odwołali. I dobrze, w innym terminie jak będzie to na pewno pojadę.

     =***************   <--- dla wszystkich których mam za przyjaciół (tak mnie jakoś na wyznawanie miłości wzięło...) 

sobota, 5 września 2009

To znacznie coś wiecej...

     Jestem właśnie po meczu rewanżowym Polska-Irlandia Północna. Niestety zremisowaliśmy 1:1. Trzeba chyba będzie zwrócić wykupiony bilet do RPA.... chociaż nie, chwila moment! Jestem kibicem, a to jest football! W tym sporcie nic nie jest pewne. Wszystko może się zdarzyć, i muszę wierzyć chociaż niektórzy mówią że nie ma już w co. Prawdziwy kibic nie odwróci się od swojej drużyny, bo przecież nie ważne czy wygrywa, czy przegrywa powinien zawsze ją kochać. Wiele osób powinna wziąć sobie tych kilka słów do serca. 

"Czy wygrywasz czy nie zawsze ja kocham cię!"

     ,,Niektórzy ludzie myślą, że futbol to sprawa życia i śmierci. Ja myślę,że to znacznie poważniejsza sprawa"

"Jeśli chcesz wygrywać potraktuj drużynę jak organizm człowieka a każdą formację jak organ. Aby organizm był zdrowy i sprawnie funkcjonował, każdy organ musi działać poprawnie. Jeśli choć jeden organ będzie osłabiony to cały organizm na tym ucierpi."