Cóż by tu można było powiedziec. Nic ciekawego, z punktu widzenia obiektywnego obserwatora. Jednak jak ja się tak na to wszystko patrze czyli na to co sie koło mnie dzieje i w czym uczestnicze mniej lub bardziej dziwnie, to dochodzę do wniosku, że z błota wchodzę w bagno i tak w kółko. I gdy już się coś zaczyna układac, to tak jak w ustawianiu domino, jeden klocek się przewróci i wszystkie zaraz za nim lecą. Nie wiem od czego to zależy, wiem że jestem momentami ciężką osobą w dłuższym przebywaniu, ale czemu moje normalne zachowanie dziala nie na tych na których mi zależy bardziej niż na jako zwykłych znajomych. W całym tym moim życiowym, jednym wielkim rozgardiaszu dochodzę do wniosków, że angażowanie się w cokolwiek wcześniej czy później okazuje się mało opłacalne. Przez to wszystko tracę zaufanie do ludzi, nie wspominając już o facetach. Nie chcę pisac że są źli i podli. Tłumaczę to sobie tym, że trafiam na nieodpowiednich, i gdzieś tam daleko wśród tlumu tych nie właściwych jest ten jeden jedyny rycerz na białym koniu. Ehh ale mnie wzięło na bezsensowne refleksje.... Najwyższa pora się ogarnąc, o tak... Ogarnę się! O tak.... na peeeeeewno.
"Gdy patrzę w twoje oczy
Każdej nocy
Krzyczeć mi się chce
Bo patrząc w twoje oczy
Którejś nocy
Wiem, że stracę cię"
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz