niedziela, 20 września 2009

Moje życie, mój klub.

"My kochamy nasz klub, serca swe damy mu,
Biała Gwiazda zabłyśnie na szczycie!

My kochamy nasz klub, od kołyski po grób,
Wisła Kraków to nasze jest życie!"

Wawele i Jan Wojdak - My kochamy nasz klub

Słowa te dla mnie wiele znaczą. Tak samo jak i piosenka, która mnie wzrusza - tekst jak i teledysk, chwytają mnie za serce, i dla niektórych może wydać się to śmieszne, ale tak jest. Uważam za świetną rzecz przekazywać z pokolenia na pokolenie tradycje, w tym wypadku piłkarskie. Mnie pasją do piłki nożnej i miłością do Białej Gwiazdy zaraził dziadek, który wziął mnie jako pierwszy na mecz i już tak zostało że do dnia dzisiejszego. Razem chodzimy na Reymonta na trybunę D lub tak jak teraz jeździmy na Stadion Ludowy do Sosnowca. Ja miłością tą zarażam
swoją młodszą siostrę, a w przyszłości mam nadzieję swoje dzieci.


Zaczęłam tak ponieważ dzisiaj właśnie wróciłam z meczu pomiędzy Wisłą Kraków a Polonią Bytom. Po odśpiewaniu hymnu Białej Gwiazdy, piłkarze, trenerzy, sędziowie i kibice uczcili minutą ciszy zmarłych górników, którzy stracili życie podczas wybuchu w kopalni w Rudzie Śląskiej. Żałuje tylko że wśród kilkuset kibiców, zawsze musi znaleźć się ktoś kto nie będzie umiał potrafić się zachować. W tym przypadku, była to pani która zamiast za przeproszeniem zamknąć swoją jadaczkę na głupie, symboliczne 60 sekund, gadała przez telefon podniecając się tym, że akurat ją pokazali w telewizji.... Jednym słowem, ŻAL. Przez 85 minut przegrywaliśmy, dostawałam nawet informacje od znajomych, że Śląsk cieszy się że Wisła przegrywa, ale jakimś cudem udało się dzięki Piotrkowi Ćwielongowi wyrównać na 1:1. Starając się być obiektywną, to uważam, że taki zimny prysznic pod postacią remisu z drużyną specjalnie nie błyszczącą przyda się naszym Wiślakom, ponieważ byli już za pewni siebie, i widać było to w ich grze. Teraz może zrozumieją, że tak szybko jak zostali liderami tabeli tak szybko mogą już nimi nie być.




Abstrahując od piłki nożnej - wczoraj wieczorem spotkałam się ze znajomymi na mieście. Dowiedziałam się kilku ciekawych rzec
zy od kolegi, między innymi że dwaj moi bardzo dobrzy znajomi (płci męskiej) obrabiają mi dupę. Świetnie; ludzie a zwłaszcza mężczyźni z dnia na dzień mnie zaskakują. Dostałam na szczęście swojego upragnionego od dłuższego już czasu drinka - Sex On The Beach :)) Byłam zaskoczona, widząc przy barze księdza w habicie, a później tańczącego ze wszystkimi innymi na parkiecie. Wszystko wyjaśniło się gdy powiedział że jest z Anglii. Można się było w sumie spodziewać że on nie z Polski, u nas takie rzeczy są nie do pomyślenia.

(fotka cyknięta w trakcie robienia kółeczek z dymu^^)

Chyba nadeszła kolej na mnie, i na moje przeziębienie. Coś mnie łamie w kościach, katar też powoli zaczyna się pojawiać. A chora być nie mogę! Za dużo mam planów na ten tydzień i weekend... ^^

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz