niedziela, 25 października 2009

For girls only! :P

"Bad boys, bad boys whatcha gonna do? 
Whatcha gonna do when they come for you?
Bad boys, bad boys whatcha gonna do? 
Whatcha gonna do when they come for you?"
                                Bob Marley - Bad Boys

     Niedzielny wieczór, a ja się znowu zastanawiam:
a) dlaczego jutro musi być poniedziałek?
b) dlaczego znowu jestem nie wyspana?
c) dlaczego nic nie umiem na ten tydzień....
Dobra, zadaje pytania retoryczne bez odpowiedzi...

     Obiecałam kilka fotek z czwartkowego spotkania z Wiślakami. Będąc już przy tej tematyce, to Wisła wygrała wczoraj mecz u siebie w Sosnowcu  2-1 z Piastem Gliwice. Cieszy kolejne zwycięstwo i zdobyte trzy punkty, zwiększające tym samym przewagę nad drugim w tabeli Ruchem. Czekam tylko na moment, kiedy nasi piłkarze będą umieli połączyć skuteczność gry z jej jakością. I już jestem w trakcie załatwiania biletów na mecz z Legią...

       

     Miałam być w piątek w Katowicach na imprezie, ale jednak nie pojechałam, czego troszkę żałuje, ale co się odwlecze to nie uciecze :) Wczoraj za to, Kraków miał okazję przeżyć jedną z większych imprezowych nawałnic. Do Krakowa przyjechała nie istniejaca Zawadka, Taksika zgarnęło się po pracy i wraz z Socze, poszłyśmy na sobotnie baunsy ^^ Po wstępnym zebraniu ulotek z ofertami tanich drinków, i przejściu rynku, wyladowałyśmy na ul Szewskiej w klubie Rewolucja. O dziwo udało nam się na samym wejściu znaleźć wolny stolik (głupi ma szczęście?). Ucieszyła mnie niezmiernie obecność rury do tańczenia z podświetlanym podestem (sentyment po Rodos...). Zamówiłyśmy dwa kamikadze i pijąc głównie za nasze zdrowie, szybciutko trzy kieliszeczki na łebka zniknęły. Później to juz tylko zabawa, udowadniająca że:
1) tak wychowałam pannę Krocze, że nie dość że jest moją nędzną repliką to co gorsza, zaczyna mieć podobny tok myśleniowy na imprezach co i ja :D
2) co mnie nie zabije to mnie wzmocni, a alkohol ostatnio bardzo mnie wzmacnia, bo kto by nie odleciał a przynajmniej nie odczuwałby dyskomfort po:
-kamikadze 
-dwóch Heinekenach
-Sex On The Beach
-vodka&tiger (kolejny mit..... to też nie daje kopa -.-)

Świetnie tańczyło się na rurze z jakimiś skandynawamii którzy byli chyba biseksualni bo tak samo lepili się do facetów jak i do lasek. Później postanowiłyśmy zmienić klub na Carpe Diem na św Marka, tam też sobie potańczylyśmy głównie do najbardziej rozpoznawalnych kawałków MJ. Zabawnie było jak szukałyśmy przed godziną 2 w nocy właściwego przystanku aby móc wsiąść w nocny jadący na Prokocim. W autobusie, Taksa mnie uświadomiła że nie znamy wyniku pojedynku Adamek vs Gołota, i jak szalona dzwoniłam po znajomych aż w końcu odebrał mnie jeden jedyny mój kochany Bartosz <3>

Ja: Przepraszam, pana loki są naturalne czy to trwała ondulacja?
*
T: Dobry wieczór, czy można zapalić? (w sensie że papierosa w pełnym autobusie)

Ludzie się krzywo na nas patrzyli.... zdecydowanie za krzywo x) Do domu wróciłyśmy taksówką, a mily pan taksówkarz podał Asi cudowny lek na pozbycie się czkawki - cukier z McDonalda, okazuje się być skuteczny i niezawodny na tego typu dolegliwości! Ja jak zwykle głodna w środku nocy stwierdziłam że odgrzeje sobie barszcz ukraiński i poczęstuje nim gości. W sumie, przegadałyśmy siedząc na sofie i ogladając jakieś durne teledyski w TV do 6:30 starego czasu.... Rano ciężko było wstać....

          

     A dzisiejsze popołudnie spędziłam na słuchaniu audiobooka Chłopów Reymonta.... wymiękłam przy drugim rozdziale tomu pierwszego i zasnęłam. No kurde, ile można się podniecać umierającą krową i ziemniakami? o.O Doszłam mimo to do wniosku, że Reymont dużo wcześniej przewidział chorobę wściekłych krów...  
     
     Facebook mi powiedział, że jutro będzie dobrym dniem i że umrę w 2113 roku zaatakowana przez buta i dziką żyrafę ^^ 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz