Whatcha gonna do when they come for you?
Bad boys, bad boys whatcha gonna do?
Whatcha gonna do when they come for you?"
Bob Marley - Bad Boys
Niedzielny wieczór, a ja się znowu zastanawiam:
a) dlaczego jutro musi być poniedziałek?
b) dlaczego znowu jestem nie wyspana?
c) dlaczego nic nie umiem na ten tydzień....
Dobra, zadaje pytania retoryczne bez odpowiedzi...
Obiecałam kilka fotek z czwartkowego spotkania z Wiślakami. Będąc już przy tej tematyce, to Wisła wygrała wczoraj mecz u siebie w Sosnowcu 2-1 z Piastem Gliwice. Cieszy kolejne zwycięstwo i zdobyte trzy punkty, zwiększające tym samym przewagę nad drugim w tabeli Ruchem. Czekam tylko na moment, kiedy nasi piłkarze będą umieli połączyć skuteczność gry z jej jakością. I już jestem w trakcie załatwiania biletów na mecz z Legią...
Miałam być w piątek w Katowicach na imprezie, ale jednak nie pojechałam, czego troszkę żałuje, ale co się odwlecze to nie uciecze :) Wczoraj za to, Kraków miał okazję przeżyć jedną z większych imprezowych nawałnic. Do Krakowa przyjechała nie istniejaca Zawadka, Taksika zgarnęło się po pracy i wraz z Socze, poszłyśmy na sobotnie baunsy ^^ Po wstępnym zebraniu ulotek z ofertami tanich drinków, i przejściu rynku, wyladowałyśmy na ul Szewskiej w klubie Rewolucja. O dziwo udało nam się na samym wejściu znaleźć wolny stolik (głupi ma szczęście?). Ucieszyła mnie niezmiernie obecność rury do tańczenia z podświetlanym podestem (sentyment po Rodos...). Zamówiłyśmy dwa kamikadze i pijąc głównie za nasze zdrowie, szybciutko trzy kieliszeczki na łebka zniknęły. Później to juz tylko zabawa, udowadniająca że:
1) tak wychowałam pannę Krocze, że nie dość że jest moją nędzną repliką to co gorsza, zaczyna mieć podobny tok myśleniowy na imprezach co i ja :D
2) co mnie nie zabije to mnie wzmocni, a alkohol ostatnio bardzo mnie wzmacnia, bo kto by nie odleciał a przynajmniej nie odczuwałby dyskomfort po:
-kamikadze
-dwóch Heinekenach
-Sex On The Beach
-vodka&tiger (kolejny mit..... to też nie daje kopa -.-)
Świetnie tańczyło się na rurze z jakimiś skandynawamii którzy byli chyba biseksualni bo tak samo lepili się do facetów jak i do lasek. Później postanowiłyśmy zmienić klub na Carpe Diem na św Marka, tam też sobie potańczylyśmy głównie do najbardziej rozpoznawalnych kawałków MJ. Zabawnie było jak szukałyśmy przed godziną 2 w nocy właściwego przystanku aby móc wsiąść w nocny jadący na Prokocim. W autobusie, Taksa mnie uświadomiła że nie znamy wyniku pojedynku Adamek vs Gołota, i jak szalona dzwoniłam po znajomych aż w końcu odebrał mnie jeden jedyny mój kochany Bartosz <3>
Ja: Przepraszam, pana loki są naturalne czy to trwała ondulacja?
*
T: Dobry wieczór, czy można zapalić? (w sensie że papierosa w pełnym autobusie)
Ludzie się krzywo na nas patrzyli.... zdecydowanie za krzywo x) Do domu wróciłyśmy taksówką, a mily pan taksówkarz podał Asi cudowny lek na pozbycie się czkawki - cukier z McDonalda, okazuje się być skuteczny i niezawodny na tego typu dolegliwości! Ja jak zwykle głodna w środku nocy stwierdziłam że odgrzeje sobie barszcz ukraiński i poczęstuje nim gości. W sumie, przegadałyśmy siedząc na sofie i ogladając jakieś durne teledyski w TV do 6:30 starego czasu.... Rano ciężko było wstać....
A dzisiejsze popołudnie spędziłam na słuchaniu audiobooka Chłopów Reymonta.... wymiękłam przy drugim rozdziale tomu pierwszego i zasnęłam. No kurde, ile można się podniecać umierającą krową i ziemniakami? o.O Doszłam mimo to do wniosku, że Reymont dużo wcześniej przewidział chorobę wściekłych krów...
Facebook mi powiedział, że jutro będzie dobrym dniem i że umrę w 2113 roku zaatakowana przez buta i dziką żyrafę ^^