PIĄTEK:
Tygodnia koniec a zarazem początek. Szkołe już sobie odpuściłam, po co do niej iść jak muszę się wyspać przecież. Całodzienne przygotowania do studniówki number one - maseczka, długa kąpiel, makijaż, fryzurka i mogę iść balować. Wcześniej przyszła do mnie Krocze, i już razem poszłyśmy zaprezentować się w damskich ubraniach mojemu instruktorowi Rafciowi, a potem wraz z partnerami do miejsca docelowego. Mrrr! Była impreza :D cudowny chodzony polonez, później walc wiedeńsko-angielski z domieszka fristajlu i krakowiak deklasujący Lajkonika. Hej! Do samego końca siedzieliśmy, a potem jeszcze na rynek poskakać pod Adasia, żebym maturę zdała. W okolicach 6 rano dotarłyśmy z Socze do domu i poszłyśmy spać, żeby wstać na drugą serię konkursu w Sapporo.
SOBOTA:
Po konkursie, przyszedł czas na przygotowywanie się do kolejnej studniówki! Grrr! Kosmetyczka zrobiła mi śliczny makijaż, żałuje że nie zrobiłam foto. No ale mniejsza... Koło 18 pod mój blok podjechał oświetlony czarny Lincoln, z moim partnerem numer 2 (taaak..... to był "świetny" partner - o północy byłam mistrzem w unikaniu go, zanudzał mnie opowieściami o tym że szachy są sportem a jego najdłuższa partia trwała 6 godzin! Potem pochwalił mi się jeszcze autografem Apoloniusza Tajnera - przemilczę to.). Gdy zatrzymaliśmy się na światłach na rondzie, ludzie z równolegle do nas stojącego tramwaju patrzyli się na nas jakbyśmy conajmniej jakieś gwiazdy byli. No i mieli racje - w końcu to ja jechałam! Nasze wejście zrobiło tez wrażenie na uczniach ze szkoły. Dworek w którym była studniówka, był ślicznie ośnieżony i oświetlony. Taki full romantic - śnieg, ognisko i palące się pochodnie. Mrr! Kolejna świetna impreza, i znowu Lajkonik który bardzo się zdziwił widząc mnie. I ponownie odtańczony krakowiak. Pierwszy taniec z dyrektorem odtańczyłam ja, potem w obroty wzięłam wszystkich nauczycieli ;) Szpilki na płaskie buty zmieniłam dopiero w okolicach 4 nad ranem. Do domu też wróciłam po 6, ale już tym razem nie szłam pod Adaśka skakać. Nie chciało mi się.
I tak czas szybko minął do dnia dzisiejszego. Torba do spakowania leży na środku pokoju, rzeczy na łóżku i cholernie jakoś mi się nie chcę tego wszystkeigo składać i pakować. A w czwartek rano wyjazd do Zako. Oj się dziać będzie, prawdaaaaaaaa? ;D Nie ma wyjścia, jutro trzeba będzie to wyprasować. Ehh....
Teraz jestem pro-polsko-punkowa! Mam zajebistą ochote na taie wino, mocne papierosy i otoczenie jakiś garaży. Oglądnęłam film "Wszystko co kocham!" i zakochałam się w muzyce. To znaczy... tata zawsze słuchał zespołów typu Republika, Oddział Zamknięty (ah! uwielbiam uwielbiam!), Dezerter....
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz