poniedziałek, 23 listopada 2009

Pomeczowo


     Siedzę sobie i wzdycham, bo cóż mi innego pozostało? Gazeta leżąca na biurku z tym okropnym nagłówkiem okropnie mnie denerwuje. "Cracovia pany!!!" - takiego tytułu nie spodziewałam się nawet w najśmielszych snach.  Przegrana? Nie, to do mnie jednak nie dociera. Pokatuje się dalej...

"Megasensacja! Cracovia po pół wieku ograła Cracovie." [interia.pl]
"Cracovia Pany! Wisła uległa 'ubogiemu' krewnemu." [sports.pl]
" Niezwykłe derby, niezwykły wynik." [Dziennik Polski]
"Święto po innej stronie błoń." [sportowefakty.pl]
"W Krakowie teraz Pasy są pany!" [e-fakt.pl] 
"Po pięciu latach Cracovia wygrała z Wisłą." [rp.pl]
"Wielka sensacja stała się faktem! Wisła na kolanach." [wp.pl]
"Derby Krakowa dla Cracovii." [Gazeta Krakowska]
"Po 26 latach Cracovia znów pany!" [gazeta.pl/krakow]
"Sensacyjne derby: Wisła przegrała, gracze wygwizdani." [sport.pl]
"Derby już nie w jedną stronę." [futbol.pl]
" Żenująca Wisła przegrała z Cracovią." [weszlo.com]
"Druga przegrana z rzędu." [wisla.krakow.pl]
"CRACOVIA PANY!!!" [cracovia.pl]

     Dobra.... padłam już na kolana, i wznosze ręce i oczy do góry, zadając pytanie "Za jakie grzechy?". Boli, boli i to bardzo. Ból rozdziera mnie od środka. 
   
     Przywołuje sobie w pamięci trzecie derby gdy Cracovia była rok po powrocie do ekstraklasy (wtedy to jeszcze była pierwsza liga...). Było to równe 4 lata temu, 22.11.2005. Wtedy mecz był wygrany, 3:0. Ah co to była za radość, pierwsza bramka w 38minucie strzelona przez Stolarczyka, druga przez Marcina Kuźnę w 48minucie i na deser niczym wisienka na torcie bramka Dariusza Dudki w 58minucie. Warto wspomnieć, że był to czas w którym Wisłę opuścili gracze tacy jak Frankowski, Żurawski, Szymkowiak, Zając, Kosowski, czyli ci piłkarze, którzy byli filarami drużyny. Wtedy dało się wygrać, można było walczyć, i z dumnie podniesioną głową do góry schodzic z murawy boiska. To nie plaża, gramy cholerne derby! - powiedział Petrescu swoim piłkarzom w szatni, cztery miesiące później gdy na przerwe schodzili z wynikiem 1:0 dla Cracovii. Może tym razem też zabrakło ostrych, mocnych słów do mobilizacji. Może niektórzy sobie nie zdają sprawy z tego że to były cholerne derby których nie mieliśmy przegrać. Może piłkarze nie zrozumieli ile ten mecz dla nas znaczy tudzież znaczył? Bo dla nich to kolejny mecz, na który trzeba wybiec, i przez 90 minut biegać po boisku, ale dla nas, dla kibiców, którzy poświęcają cały dzień na to żeby przyjechać do Sosnowca i wspierać swoją drużynę, są/były to derby, Święta Wojna. 
     

     "Nie wybaczymy, jak dzisiaj nie zwyciężymy!" - te słowa cały czas tłuką mi się w głowie, w której panuje chwilowa pustka. Racja, nie wybaczymy tego że nie było PRAWDZIWEJ walki o zwycięstwo. Ale wydaje mi się, że to też doskonały test - bo ten kto urodził się wiślakiem, kto podporządkowuje swoje życie pod ten klub nigdy się od niego nie odwróci. "Czy wygrywasz, czy nie, zawsze ja kocham cie. W sercu moim Wisła i na dobre i na złe!". Przełykam gorzki smak porażki, życie jest jak gra w którą nie zawsze się wygrywa, dlatego szanowni panowie, jeżeli prawda jest taka jaką przedstawiacie w wywiadach to udowodnijcie że my kibice sie co do was myliliśmy...

EDIT

     Wgłębiłam się w moją Gazetę Krakowską, i znalazłam coś o Kokoszce, a że go nie lubię to bardzo tekst mi się spodobał :)

"Szanowny Selekcjonerze! Rad bym Pana spotkać w Krakowie, najlepiej w redakcji, do której drogę pan zna. No, ale teraz został Pan człowiekiem wędrownym, więc pozostała korespondencja. W dodatku nie jest możliwy kontakt SMS-owy bo cała Polska intensywnie Panu doradza! Ja tez w tej kwestii doradztwa natury stricte personalnej. Zwłaszcza że doradcy narzekają na brak gwiazd w zespole na Rumunię i Kanadę. 
      Tymczasem, nawet o tym nie wiedząc, ma Pan w kadrze gwiazdora całą gębą! Nic to, że zbiegł do Włoch, co było jawnym unikiem przed rywalizacją o miejsce w zespole Wisły. Nic to, że nie potrafił spłacić nieoprocentowanego kredytu zaufania, udzielonego przez Beenhakkera, i okazał się najsłabszym uczestnikiem finałów Euro. Największy jednak zawód sprawił Adam Kokoszka, bo o nim jest mowa, właśnie Panu Trenerze Drogi. Wyciagnął Pan człowieka z niebytu w wyższych sferach futbolowych, przyoblekł w reprezentacyjne szaty, a tu taka wtopa! Rumuńscy napastnicy robili z nim wiatrak, każda dotknięta przez niego piłka groziła kompromitacją. Nos, w tym przypadku, Pana zawiódł. Trudno wszakże mieć żal za to, że przez parę dni selekcjonerskiej posługi nie udał się Pan na toskańską prowincję, by w tamtejszym Zahumieniu podgladać w akcji wytypowanego na czuja gracza. Gdyby smagnął Pana skrzydłem Duch Święty, zadzwoniłby Pan do dyrektora Ośrodka Szkolenia Młodzieży w Nowej Hucie - Wiesława Biernata i odtąd zaprzestał by zaprzątać sobie Pan głowę stoperem z Empoli. Ten wychowawca uzdolnionej młodzieży piłkarskiej włóczony jest po sądach, z Sądem Najwyższym włącznie, tylko dlatego, że Kokoszka ma przewrócone w głowie....
      Swego czasu skorzystał z przywileju pobierania nauki w krakowskim zespole szkół sportowych, z ktorego wykluł się rzeczony OSM. W ramach rekrutacyjnych działań Ośrodka wydano ulotkę, w której powołano się na szczytne tradycje krakowskiego szkolnictwa futbolowego. Pochwalono się absolwentami: braćmi Brożkami, Baranem, Błaszczykowskim, Kuzerą itp. Wymieniono też Kokoszkę i zamieszczono jego fotografię. Inny by podziękował za zauważenie, narcyzowaty Kokoszka nie! Zażądał przez adwokata przeprosin (za co?!) i satysfakcji pieniężnej z kasy Ośrodka! Rzymianie taki stan megalomanii nazywali przestępstwem naruszenia majestatu...
     Teraz, drogi Trenerze, już Pan wie, skąd się bierze ten ociężały, ale pełen śmiesznego majestatu, styl gry niewybieralnego piłkarza. Z wyrazami szacunku i gratulacjami za Kanadę, ograną - na szczęście - bez udziału Kokoszki!"

Autorem tekstu jest Ryszard Niemiec, a ja się z nim zgadzam.  

Warty obejrzenia filmik obrazujący mecz wczorajszy: Wisła-Cracovia Derby 2009 (Sosnowiec) 

piątek, 20 listopada 2009

New Moon


"Siedem miesięcy rozłąki okazało się nic dla mnie nie znaczyć.
Nie dbałam o to, co powiedział mi wtedy w lesie.
Nie dbałam o to, że mnie nie chciał.
Byłam gotowa zrobić dla niego wszystko,
nawet poświęcić własne życie."
                                        Stephenie  Meyer - New Moon


     Nigdy nie umiałam zrozumieć kobiet tudzież bohaterek literackich, które poświęcały swoje życie w imie miłości, dodatkowo jeszcze w sytuacji gdy ten ukochany okazuje się zimnym draniem bezczelnie mówiącym że nic dla niego ta niewiasta nie znaczy i że już jej nie kocha. Przemawia przeze mnie feminizm? Chyba odrobinkę. A może ja po prostu jeszcze nigdy się nie zakochałam aż tak bardzo, żeby móc rzucić się w ogień za ukochaną osobą...

     Ale po kolei; czwartek - dzień powrotu do szkoły po chorobie. Zabójstwem jest wstawanie rano gdy przez kilka dni wcześniejszych rano oznaczało godzine dwunastą w południe. Jednak nie ma nic cudowniejszego jak zobaczyć te ukochane twarzyczki wszystkich cudownie kochanych osób z klasy. Nic nie zastąpi również podwójnej dawki niemieckiego z samego rana, i uwagi do dziennika za rozmowe na wolnej lekcji, gdzie osoby przede mną jak i za mną siedzące robiły większy szum ode mnie. Cóż, musi się znaleźć jakiś kozioł ofiarny... Niestety, pomylono adresy, bo ja kimś takim nigdy nie byłam, nie jestem a tym bardziej nie będę. Wojna dopiero się zaczęła... 
Pierwsze media z nowym nauczycielem. Matko z córką! Kisiel w majtach na samym wejściu! Cóż, z panem będziemy się długo docierać ;] zwłaszcza że na wstępie powiedział że jestem nienormalna (tudzież nie zrównoważona, nie pamiętam dokładnie jak to powiedział), co ponoć w moim liceum jest dość powszechne, ale mam sobie nie brać tego do serca. Spoko, nie biorę ;) Natomiast moja koleżanka z ławki jest apetyczna lub jej nazwisko takowe jest. Jedynie polski to było jedno jedyne pozytywne 45 minut z mojego szkolnego życia. Przez moją aktywność w tym czasie polonistka dzisiaj stwierdziła, "gdybym była mężczyzną to Ania byłaby aktywniejsza na lekcjach". Amen.  

"Miło" mi powiedzieć że jestem 1261 kibicem, który zakupił bilet na niedzielne derby. Halo ludzie?! To jest Święta Wojna! Mecz o honor, o to kto w mieście rządzi! Gdzie ci prawdziwi kibice? Gdzie te tysiące? Nie ma. Szkoda, bo kibicem każdy lubi się nzywać, jednak to brzemie nie każdy jak widać umie udźwigać.

"Nie martw się, jeśli czujesz się dobrze. Przejdzie ci, gdy Wisełka przegra z Cracovią." - tekst z forum, na swój sposób ma jakiś sens.

     Teraz powrót do początku. Jak pewnie większości osób wiadomo, w polskich kinach swoją premierę miał film "New Moon" ("Księżyc w Nowiu"), kontynuacja "Zmierzchu", opowieści o miłości między zwykłą nastolatką a wampirem. Pierwsze emisje filmu były zaplanowane w nocy z czwartku na piątek minute po północy. Panna Joanna przyjechała do mnie na noc, kulturalnie wypiłyśmy sobie bardzo dobre kalifornijskie wino, a przed seansem w barze Mojito. Nie jestem wielką fanką książek pani Meyer, uważam że o ile pomysł miała dobry, tak zawaliła to językowo sprawiając że książki docierają do prostej młodzieży amerykańskiej i rozhisteryzowanych i rozemocjonowanych trzynastolatek. Pierwsza część filmu też mnie nie porwała, tłumacze to jednak tym że i w samym książkowym "Zmierzchu" wiele się nie działo. Zaczarowała mnie jednak w filmie muzyka, a soundtracki to moja słabość. Głównie z tego też powodu, wybrałam się do kina na ten seans nocny. I tutaj jest WIELKI zawód. Głośne łubudubudu ze schodów. O ile podczas filmu nie zwróciłam na to tak wielkiej uwagi (moje poboczne komentowanie było równie ważne ;)) tak dzisiaj, gdy zdobyłam płytki z muzyką ze smutkiem musze stwierdzić że jestem rozczarowana. Piosenki są dołujące w moim odczuciu, jedynie obecnośc Lykke Li śpiewającej jedną z moich ulubionych piosenek (Possibilities)  jakoś podnosi mnie na duchu. A sama muzyka, też nic szczególnego. Kojarzą mi się z nieudaną, pdorasowaną prze specjalne efekty dźwiękowe podróbką ścieżki dźwiękowej do filmów o Harrym Potterze w szczególności tych ostatnich części.
Hah i myślałam że już nic nie jest w stanie mnie zabić, jednak się myliłam. Nie wiem dlaczego większość współczesnych autorów kreuje swoich bohaterów na zapatrzonych bez opamiętania w swoich życiowych partnerów będąc z nimi beznadziejnie (i żałośnie czasami) szczerymi.. Sądziłam że po tekście Marty do swojego chłopaka "Jesteś moim pierwszym!", oraz Romana "Przepraszam Kate że nie dałem ci więcej!"  (imiona osób z opowiadań, które miałam okazje czytać z nudów w ferie) nic nie zdoła mnie nic przybić do ziemi. Jednak znalazła się Bella i Jacob, i jej słowa które wyryły mi się w pamięci "Jesteś piękny.". Jestem anty romantyczna, jak już, to nie ona mu takie rzeczy powinna mówić, tylko on jej. Zbierajcie mnie z ziemi ludzie!
Nie było o tej północy faneczek na które liczyłam. Czuje niedosyt - nie było starć pomiędzy Team Edward a Team Jacob ;) a jak już jestem przy fanach z lekkimi odchyłami psychicznymi, to znalazłam na myspace pewną dziewczynę która no cóż, chyba się już pogubiła w świecie. Pisać piosenkę o bohaterach Zmierzchu? To chyba dla mnie za dużo. Oceńcie sami z resztą, i zwróćcie uwage na tekst piosenki... PIOSENKA O MIŁOŚCI DO EDWARDA/JACOBA

     Na pożegnanie jeszcze krótki komiks, wpisujący się w temat dzisiejszej notki :)

     

środa, 18 listopada 2009

Myers-Briggs Personality Test

Dzisiaj na angielskim robiliśmy Myers-Briggs Personality Test. Oto co mi wyszło:

"ENFP type:
Enthusiastic, idealistic, and creative. Able to do almost anything that interests them. Great people skills. Need to live life in accordance with their inner values. Excited by new ideas, but bored with details. Open-minded and flexible, with a broad range of interests and abilities." 

No i jak? Pasuje do mnie? :)

Jutro zlot fanynek pana od polskiego.... OH i AH o.O
Wieczór w doborowym towarzystwie i na pewno w jeszcze lepszym humorze <3>

czwartek, 12 listopada 2009

Zamilcz niska formo ewolucji!

W głowie siedzi mi od jakiegoś czasu piosenka Rihanny - "Russian Roulette" :) 

     Pomimo wolnej środy jestem zmęczona, jakoś od dłuższego czasu nie jest mi dane zebrać w sobie siły witalne. Czekam już na święta, na tą całą długą przerwę świąteczną. Jeszcze jakieś choróbsko zaczyna sie za mnie brać, ale nie dam się, mam znowu za dużo spraw i rzeczy do załatwienia.  

     Ostatnio wyjątkowo denerwują mnie ludzie. Na prawdę, to jest aż niewyobrażalne.
Po pierwsze, cały czas słyszę o maturze, dosłownie nie dobrze mi się robi gdy słyszę to słowo. Temat przewalkowany na tysiąc stron. Wiąże się to też z szałem kupowania repetytoriów do wszystkiego. Nie widzę większego sensu wydawać ponad 60zł na książke z obrazkami (kolorowymi!) do takiego przedmiotu jak język polski. Jeżeli ktoś już chce się koniecznie uczyć (chociaż nie okłamujmy się, matura z polskiego ogranicza się do umiejętności czytania tekstu ze zrozumieniem) to spokojnie wystarczyłoby mu przeglądnięcie podręczników z lat poprzednich. Tak samo jak nie robie jeszcze prezentacji z polskiego! Jest listopad, nie popadajmy z paranoje....  
Po drugie, moja polonistka wyjątkowo mnie drażni. Dzięki tej kobiecie na myśl o 45minutach lekcji polskiego (który kochałam i uwielbiałam) mam mdłości jak nie jedna kobieta w ciąży. A dzisiaj to już w ogóle przeszła samą siebie. Na pytanie czy zdaje rozszerzony polski na maturze (znowu matura, grrr!) i na moją twierdzącą odpowiedź, w cudownie wymowny sposób przewaliła oczami i przeciągle zapytała "Tyyyy?"  -.-
Po trzecie, nagle wszyscy stali się wielce poważnymi 18latkami. Nikomu nie chce sie wyjść na impreze, do baru na piwo czy zwyczajnie pochodzić po mieście. Proponuje cały dzień siedzieć w domu, oglądać TV i przeżywać problemy Maćka z Klanu. Pozdrowienia też dla koleżanki Y znanej szerszej publiczności jako klasowa Panda, która uważa że jej "zaimponowałam". Problem w tym że nigdy nie miałam, nie mam i nie będę mieć takiego zamiaru aby jej imponować. Chociaż ma dziewczyna racje.... taka jak ja nie będzie.

     Wreszcie też zmusiłam się do nauki do egzaminu.... ale mi się bardzo bardzo nie chce.
     Zdziwiło mnie że pan X mi odpisał i że zakomunikował że może kiedyś przyjedzie do mojego miasta. Pasowałoby ruszyć swoje szanowne dupsko z tego Mediolanu, nieprawdaż? ;]

     A w sobotę sparing w Bielsku-Białej z Sylwią. Wreszcie nie będzie problemów :D

     Moją myślą przewodnią kilku ostatnich oraz zapewne przyszłych dni, zaczerpniętą z kreskówki jest:

"Zamilcz niska formo ewolucji!" 

sobota, 7 listopada 2009

Blee.


Kolejne zdjęcie z serii "Google kochają Ulicę Sezamkową". Tym razem Oscar.

     Nie chce mi się uczyć, zwaliło mi się trochę rzeczy na kupę, i tak na prawdę nie wiem za co się wziąć. A poniedziałek niestety za 31 godzin jak dla mnie się zaczyna....

                                             Matematyka, fizyka, geografia, WOS, polski.... o____O

     Mam zaniżkę formy od wczoraj. I bolą mnie stawy. Wredne ikonki na pulpicie się poprzestawiały i musze zrobić z nimi porządek, a internet muli mi jak nie jeden osioł...   

środa, 4 listopada 2009

"I'm coming down 
Bring me up
Take it off
Let's just touch
I feel just like we're taking control of the night
I feel just like we're losing control 
But if you let go I'll let go tonight
"



     Umarłam w pozytywnym sensie widząc dzisiaj taką oprawę graficzną Googli. Ulica sezamkoa ma już 40 lat (?!) :)) uwielbiałam kiedyś tą bajkę. Ciasteczkowy Potwór i Elmo <3<3>
     Hmmm.... wczoraj była próbna matura z matematyki. Tyle w tym temacie. 

     W ogóle zbieram się do napisania tej notki od dłuższego czasu. Zwłaszcza w niedziele chciałam się podzielić trochę taką dość dziwną refleksją jaką wyniosłam z cmentarza Rakowickiego. No nic, zrobię to teraz, może uda mi się jakoś to odtworzyć z pamięci.
Tak więc, z racji tego że cała praktycznie zmarła część mojej rodziny leży na cmentarzu Rakowickim,  spacerowałam sobie wraz z rodzicami między grobami, paląc znicze i wspominając. Jednak bardzo mi się rzucały tym razem (w porównaniu z poprzednimi latami) na co po niektórych grobach flagi KS Cracovii, co oznaczało że zmarły/zmarła była fanem tego klubu dodatkowo pewnie zasłużonym w jakiś sposób. Ok, zaintrygowana i podjudzana przez tatę zaczęłam szukać "oznaczonych" kibiców Wisły. I tu mam smutny wniosek.... po ponad godzinnym błądzeniu i szukaniu, kibiców Cracovii znalazłam ponad 20 gdy Wisły tylko 3. Zszokowało mnie to, z racji tego, że nie wiem z czego taka ignoracja wynika. Z jednej strony przez całe swoje życie wspieramy i finansowo i dopingiem nasz klub, niektórzy kibice wkładają w niego całe swoje serce, nieraz poświecając własne dobro. I nagle po śmierci są zapominani. Owszem, nie mówie żeby wtykać kilku tysiącom ludzi flagi w groby, ale jest pewnie kilkanaście czy kilkadziesiąt takich którym się taki pośmiertny szacunek należy. Jeżeli jedna strona może to docenić i pamiętać, to druga też powinna zwłaszcza ze swoimi kibicami bardzo lubią się chwalić. 

     

     A tak po za tym to czekam na jutro i piątek (najpierw wycieczka pełna zadumy bo jedziemy ze szkoły do Auschwitz, a potem mecz z Legią).  I to wszystko u mnie :) 

Zakooopane, przybywam! ^^